sobota, 16 listopada 2013

Od Aquy "Zaginęła" cd.

Nastał ranek. Słońce ciepło świeciło nad naszymi głowami. Złożyliśmy obóz i ruszyliśmy dalej. Doszliśmy do rozdwojenia dróg.
-gdzie teraz? spytałam
-nie wiem.
-ja tesz nie wiem!!!
-uspokuj się!
-dobrze,....no ale co teraz robimy?
-nie wiem.
-zaraz zaraz....
-co?
-potrafisz telepatycznie z kimś rozmawiać,tak?
-jak tego kogoś widzę. jak nie widzę to tylko potrafię czytać w myślach, bo nie opanowałem do końca mojej magi.
-więc przeczytaj w myślach o czym myśli Nadzieja!
nie wiem czy mi się uda,....
- no ale sprubój,
August mocno się skupił, jego tęczówki zrobiły się szare. wyglądał jak zombi. Stał nieruchomo przez 20 min nad wodą poruszając patykiem po tafli wody.
- August?
(cisza)
odczekałam jeszcze 30 minut a mój towarzysz nadal nie odpowiadał. Zaczełam się niepokoić. Ile czasu może komóś czytać w myślach? z resztą nigdy w ten sposób nie czytał nikomu w myślach. no ale jestem cierpliwa czekam kolejne 10 minut i nic. Postanowiłam coś przekąsić. Potem się przebrałam. dalej stał jak wcześniej nad wodą. umyłam i uczesałam włosy. a on? dalej stał. Położyłam mu dłoń na ramieniu. Nagle chwycił mnie za rękę i chciał mnie wrzucić do wody. na szczęście nie udało mu się. Rzucił się na mnie i upadłam. Wzioł leżący kij i przycisnął mi do szyji. próbował mnie udusić. odephnełam go nogami i błyskawicznie wstałam. Wymieżył mi cios kijem ale zrobiłam unik. próbowałam mu przemówić do rozsądku ale on mnie tylko atakował. Urzyłam mojej mocy wody i odepchnełam go a on wpadł do wody. Po chwili wynużył się zdezorientowany. Dobił do brzegu i zapytał:
-co się stało? 
-chciałeś mnie zabić! wepchnełam cię do wody . najwyraźniej zimna kąpiel dobrze ci zrobiła! 
zaśmiałam się lekko ale ironicznie. odwróciłam się i zbierałam bagaże. August natomiast o czymś myślał.
-pomożesz mi?, czy znów sprubójesz mnie zabić!?!
-ale ja nic nie pamiętam! ....nie zrobiłbym ci krzywdy...... czytałem myśli Nadzieji...
- i co? 
spytałam bez emocji ale tak naprawdę byłam ciekawa co takiego wyczytał.
-jest zamknięta w jakimś więzieniu. obmyśla plan ucieczki.
-a gdzie jest zamknięta?
-no w królestwie ludzi
-ale gdzie jest to królestwo?
-na zachód
-a z kąd to wiesz? myślała gdzie jest?
-nie, patrzyła na słońce w oknie po lewej stronie.
-ale z kąd wiesz że jest na zachodzie?
-zapomniałać że jestem jasnowidzem
-a no tak..
uśmiechnełam się lekko. August złapał mnie za ramiona i patrzył mi w oczy. Po chwili zaczelismy się całować. Po krótkim pocalunku spojrzał mi w oczy i powiedział uśmiechnięty:
- no trzeba odnaleźć twoją siostrę 
uśmiechnełam się i wyruszyliśmy dalej skręcając w ścierzkę kierującą się na zachód.......

niedziela, 3 listopada 2013

Od Ismaela do Davosa "Bezsenna noc" cd.

"Cóż za uparty elf…” – pomyślał tylko przez chwilę, ale wyraźnie dostrzegał w spojrzeniu Davosa, że chciałby odpocząć. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że jest przywódcą, że ma ogromną liczbę obowiązków…ale każdemu należy się choć chwila ciszy. Amina przynajmniej czasami wybierała się na dłuższe przejażdżki, często rozmawiała z elfami, a wśród nich na pewno przynajmniej kilka osób traktowała jako przyjaciół. Davos zaś, mimo całej swej odpowiedzialności, uprzejmości i odwagi, nawet łatwości w nawiązywaniu kontaktów, chyba nawet nie miał tutaj komu zwierzyć się z problemów. Potrzebny był mu odpoczynek i koniec...nawet jakby miał go tam teleportować siłą… Nie sądził jednak, by było to konieczne, bo wiedział, że i Amina dostrzegała niepokój swego męża i przychyli się do takiego pomysłu.
Mimo późnej już pory i chłodu, wyszli na zewnątrz domku i pokierowali swe kroki w głąb wioski, do Aminy, która prawdopodobnie już wróciła z przejażdżki.
Caelerian nadal spał, chyba właśnie tym spokojem okazując swoja aprobatę. Jego ognisty przyjaciel siedział zwinięty na kolanach chłopca, wyraźnie zadowolony. Był teraz mniej więcej wielkości kota, a zapowiadało się, że będzie rósł w taki samym tempie jak mały elfik.
Davos milczał, chyba analizował jego słowa i próbował wszystko ułożyć. Błąkał się mu jednak na ustach delikatny uśmiech…
- Witajcie moje drogie elfy… - spojrzałem na bok zaskoczony, Davos także, wyrwany z zamyślenia, dopiero teraz dostrzegł stojącą między drzewami Aminę.
- Witaj Kochana – Davos ruszył w stronę żony, która przyglądała nam się z uśmiechem. Wyglądała pięknie z rozpuszczonymi włosami, które targał wiatr, z zaróżowionymi policzkami i tym błękitnym błyskiem w oczach. Zdecydowanie pasowali do siebie.
Sam skłoniłem się lekko
- Widzisz Amino..Twój mąż chyba wyjeżdża na kilka dni…
- Wyjeżdża?...Elfka podniosła brwi w lekkim zdziwieniu, ale bez jakiejkolwiek pretensji. Spojrzała na Davosa, który nachylił się składając lekki pocałunek na jej ustach.
Widząc to skłoniłem się jeszcze raz, choć para chyba nie zwróciła już na mnie uwagi, szeptając coś miedzy sobą. Zawróciłem ta samą drogą, którą przed chwila pokonaliśmy i sam zdecydowałem się na spacer. Może odwiedzi Deschen…?
Dwa dni później, późnym wieczorem znowu usłyszał pukanie do drzwi swego domku. Jakoś wiedział, że będzie to Davos. Wstał standardowo z podłogi (jakoś łatwiej było mu rozkładać wszystko na drewnianych płytkach, niż na kamiennych stołach…
- Wejdź proszę Davosie.
W wejściu pojawił się elf. Oczy miał niemal roziskrzone. Twarz rozpromieniał uśmiech.
- Chciałem tylko powiedzieć…że jutro wyjeżdżam…i dziękuję.
Jego uśmiech był zaraźliwy.
- Cieszę się bardzo…- pokiwałem głową – może masz ochotę jeszcze wypić lampkę wina? Ziołowe…dobre na taką pogodę, szczególnie, jeśli grzane.
Davos przyglądał mi się teraz badawczo, tym swoim „przywódczym”, obeznanym wzrokiem. Chciał coś jeszcze powiedzieć?...

<Davos…dokończysz? Czy już zakończyć?>

sobota, 2 listopada 2013

Od Davosa do Ismaela "Bezsenna noc" cd.

 - Masz rację, Ismaelu. Jest ciężko. Ale co ja mam zrobić? - zapytałem. 
 - Do głowy przychodzi mi tylko jeden pomysł. 
Chwila milczenia. I Ismael znów się odzywa: 
 - Wyjedź. 
"Chyba oszalał!"
Gdy Ismael zobaczył mój wyraz twarzy od razu zaoponował: 
 - Chodzi mi o krótki urlop. Na przykład w to miejsce...

<oczami wyobraźni pokazał mi wybrane miejsce>

 - Nie wyjadę. Nie ma mowy.
 - Ale posłuchaj! Calerian ma już 5 lat, Amina świetnie sobie radzi.Mieszkańcy przeżyją przez 3 dni...
 To wszystko dla twojego dobra! Nie wytrzymujesz psychicznie!
"On mnie tak dobrze zna..."
 - Chodź, porozmawiamy z Aminą. 

<Ismael?>

Od Lidii do Eller i pozostałych "Szpiegowska podróż życia" cd.

Po długiej drodze, dotarłyśmy wreszcie do "godnego uwagi, dystyngowanego kramu szwalniczego". Każda z nas bez większego entuzjazmu zabrała się do przymierzania przeznaczonej dla niej sukni. Trzeba było przyznać, że moja suknia leżała znacznie lepiej niż poprzednia. Była kolory kobaltowego, długa - trochę przeszkadzało to w poruszaniu się ale trudno, z długimi rozszerzonymi na końcu rękawami oraz ciemnymi wstawkami. Przeglądając się i układając suknie usłyszałam nagle Eller
-Czy to są... bufony? - zapytała z niesmakiem
-Ależ moja droga! - Odpowiedziała z udawanym oburzeniem Amersau. Szczerze to chętnie bym zobaczyła jak Eller poruszała by się w... czymś takim... Jej suknia byłą granatowa z białymi ozdobami, z przedziwnym kroju, szeroką spódnicą, kilkoma warstwami aksamitu i koronki ponad to byłą brokatowana i mocno rzucająca się w oczy. Eller patrzyła na tę suknie z nieukrywanym niesmakiem i niechęcią. Trochę z zrozumienia dla reakcji Eller, a trochę ze słusznych powodów szepnęłam
-Będzie zbyt rzucać w oczy... - Amersau tylko kiwnęła głową
Po paręnastu przymiarkach wyszłyśmy z pracowni - ja i Amersau w nowych sukniach, a Eller z zamówioną, w takim samym kolorze i z takiego samego materiału ale mniej świecącą. Archibald... no cóż.... Wyglądał jak przystrojona choinka. Żakiety, broszki, brokat, przedziwny krój ubrania. Wszystkim nam trzem chciało się śmiać od tego widoku.
A Archibald tylko spoglądał na nas wilkiem. 

Po tym wszystkim jedyne o czym marzyłam to odpocząć w względnie cichym pokoju, wziąć długą kojącą kąpiel i do jutra więcej już nie wychodzić. Jednak nasz przewodnik się uparł i stwierdził, że nie można nie skorzystać z okazji i nie obejrzeć tych "wspaniałych zabytków". Tak więc zmęczeni, znudzeni wróciliśmy o znacznie późniejszej porze niż chcieliśmy. By odpędzić od siebie nudę i nostalgię przymusowej wycieczki, postanowiliśmy nie zamawiać posiłku do pokoju, tylko zejść na dół, do karczmy. I to okazało się błędem

Gdy tylko usiadłyśmy do stołu podszedł do nas jakiś obcy elf. Archibald rozmawiał sobie w najlepsze z naszym przewodnikiem, a obcy elf powiedział:
-Pani el Asu'a z córkami. - Miałam wrażenie, że nasza mama wcale nie ma ochoty na pogaduszki ale jednak uprzejmie odpowiedziała
-Zgadza się. O co chodzi?
-A nic takiego przyszedłem się tylko przywitać. Panie zamieszkają w tym mieście na stałe?
-Jeszcze nie wiemy. - skłamała Amersau
-Rozumiem... A może chciałyby panie zwiedzić to miasto? Bardzo chętnie panie oprowadzę.
-Dziękujemy, ale nie ma takiej potrzeby. Nasz towarzysz dobrze zna tutejsze okolice. 
-Och, oczywiście. A może potrzeba paniom czegoś innego? Może wygodnego i darmowego noclegu? 
-Dziękujemy ale świetnie sobie radzimy bez pańskiej pomocy. - Amersau zaczynały puszczać nerwy, elf spojrzał na nią lekko zdziwiony. Postanowiłam się wtrącić
-Pan wybaczy, ale mamy za sobą męczący dzień i potrzebujemy chwili ciszy.
-Oczywiście, może mógłbym się do pań przyłączyć? - Wzięłam głęboki wdech.
-Przykro nam bardzo ale ja, moja siostra i matka chciałybyśmy zjeść w SPOKOJU posiłek, w rodzinnym gronie.
-Oczywiście, z tego co wiem pani el Asu jest wdową?
-Tak, jestem wdową, a teraz pan z łaski swojej zostawi nas w spokoju.
-Oczywiście - powiedział z uśmiechem elf i się oddalił. Amersau tylko zamruczała coś pod nosem i dam głowę, że nie było to żadne stwierdzenie godne damy.
-Nie podoba mi się ten mężczyzna - powiedziała zamyślona Eller
-Wiem, mnie też.... - odpowiedziałam. W tej chwili dołączył do nas Archibald.
-Witam drogie panie, wybaczcie, że tak długo mnie nie było. Czy coś przegapiłem? - Wszystkie trzy spojrzałyśmy na niego z irytacją.
-A cóż cię zatrzymało, panie Archibaldzie? - zapytałam w tym samym uroczystym stylu, jednak z odrobiną kpiny.
-Wybaczcie sprawy rodzinne.
-Rozumiem. Myśmy w tym czasie odbyły dość irytującą rozmowę z DOŚĆ irytującym elfem.
-Właśnie widzę, że pani el Asu jest wytrącona z równowagi.
-Chodźmy na górę - ucięła rozmowę Eller
-Racja. - przytaknęła Amersau
-A jeszcze jedno. Zaczął Archibald. Załatwiłem wam dwa osobne łóżka zamiast tego jednego dużego.
-Przynajmniej jedna dobra wiadomość - mruknęła Amersau i poszła na górę. A ja z Eller poszłyśmy tuż za nią. Gdy weszłyśmy na górę nasza "matka" już zasypiała
-Jak myślisz, co to był za mężczyzna? - zapytałam Eller
-Nie wiem... zdecydowanie jednak był jakiś dziwny.
-Zgadzam się. Zupełnie nie wyglądał jak tutejsi kupcy.
-No właśnie.
-Czy możecie z łaski swojej, drogie córki, IŚĆ SPAĆ I NIE PRZESZKADZAĆ SWOJEJ MATCE?!
-Dobrze mamusiu - odpowiedziałyśmy jednocześnie.

<To kto teraz? Zdaje się że miał być Archibald?>