"Cóż za uparty elf…” – pomyślał tylko przez chwilę, ale wyraźnie dostrzegał w spojrzeniu Davosa, że chciałby odpocząć. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że jest przywódcą, że ma ogromną liczbę obowiązków…ale każdemu należy się choć chwila ciszy. Amina przynajmniej czasami wybierała się na dłuższe przejażdżki, często rozmawiała z elfami, a wśród nich na pewno przynajmniej kilka osób traktowała jako przyjaciół. Davos zaś, mimo całej swej odpowiedzialności, uprzejmości i odwagi, nawet łatwości w nawiązywaniu kontaktów, chyba nawet nie miał tutaj komu zwierzyć się z problemów. Potrzebny był mu odpoczynek i koniec...nawet jakby miał go tam teleportować siłą… Nie sądził jednak, by było to konieczne, bo wiedział, że i Amina dostrzegała niepokój swego męża i przychyli się do takiego pomysłu.
Mimo późnej już pory i chłodu, wyszli na zewnątrz domku i pokierowali swe kroki w głąb wioski, do Aminy, która prawdopodobnie już wróciła z przejażdżki.
Caelerian nadal spał, chyba właśnie tym spokojem okazując swoja aprobatę. Jego ognisty przyjaciel siedział zwinięty na kolanach chłopca, wyraźnie zadowolony. Był teraz mniej więcej wielkości kota, a zapowiadało się, że będzie rósł w taki samym tempie jak mały elfik.
Davos milczał, chyba analizował jego słowa i próbował wszystko ułożyć. Błąkał się mu jednak na ustach delikatny uśmiech…
- Witajcie moje drogie elfy… - spojrzałem na bok zaskoczony, Davos także, wyrwany z zamyślenia, dopiero teraz dostrzegł stojącą między drzewami Aminę.
- Witaj Kochana – Davos ruszył w stronę żony, która przyglądała nam się z uśmiechem. Wyglądała pięknie z rozpuszczonymi włosami, które targał wiatr, z zaróżowionymi policzkami i tym błękitnym błyskiem w oczach. Zdecydowanie pasowali do siebie.
Sam skłoniłem się lekko
- Widzisz Amino..Twój mąż chyba wyjeżdża na kilka dni…
- Wyjeżdża?...Elfka podniosła brwi w lekkim zdziwieniu, ale bez jakiejkolwiek pretensji. Spojrzała na Davosa, który nachylił się składając lekki pocałunek na jej ustach.
Widząc to skłoniłem się jeszcze raz, choć para chyba nie zwróciła już na mnie uwagi, szeptając coś miedzy sobą. Zawróciłem ta samą drogą, którą przed chwila pokonaliśmy i sam zdecydowałem się na spacer. Może odwiedzi Deschen…?
Dwa dni później, późnym wieczorem znowu usłyszał pukanie do drzwi swego domku. Jakoś wiedział, że będzie to Davos. Wstał standardowo z podłogi (jakoś łatwiej było mu rozkładać wszystko na drewnianych płytkach, niż na kamiennych stołach…
- Wejdź proszę Davosie.
W wejściu pojawił się elf. Oczy miał niemal roziskrzone. Twarz rozpromieniał uśmiech.
- Chciałem tylko powiedzieć…że jutro wyjeżdżam…i dziękuję.
Jego uśmiech był zaraźliwy.
- Cieszę się bardzo…- pokiwałem głową – może masz ochotę jeszcze wypić lampkę wina? Ziołowe…dobre na taką pogodę, szczególnie, jeśli grzane.
Davos przyglądał mi się teraz badawczo, tym swoim „przywódczym”, obeznanym wzrokiem. Chciał coś jeszcze powiedzieć?...
<Davos…dokończysz? Czy już zakończyć?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz