sobota, 27 lipca 2013

Nowy elf!

elfy (27).jpg

Imię: Thea
Płeć: elfka (kobieta)
Wiek: 75 lat
Żywioł: magia
Moce: telekineza i zmiana pogody
Nadzwyczajne umiejętności: władanie zwierzętami
Cechy: pomocna, szalona, ciekawska, odważna, ciekawska, z poczuciem humoru, optymistka, marzycielska, żywiołowa, melancholika, pomysłowa, spostrzegawcza, czuła
Historia: przybyła tu razem z rodzicami
Rodzina: matka Elinor, ojciec Mortimer, dziadkowie których nie zna
Jednorożec: Mexara
Stanowisko w wiosce/lesie: zbieraczka
Partner: szuka tego jedynego
Właściciel: Pti
Inne:

Nowy elf!

Obrazek

Imię: Mortimer
Płeć: elf (mężczyzna)
Wiek: 400 lat
Żywioł: natura
Moce: zmienianie pogody i władanie nad księżycem
Cechy: uparty, odważny, waleczny, żywiołowy, ciekawski, z poczuciem humoru, troskliwy, odpowiedzialny, pomocny, ambitny, spostrzegawczy, honorowy, dobry strateg
Nadzwyczajne umiejętności: fenomenalna zwinność i umiejętność krycia się 
Historia: rodzice wysłali go w świat na poszukiwanie partnerki, po jakimś czasie poznał Elinor i przybył z nią tutaj
Rodzina: matka i ojciec żyją gdzieś daleko, żona Elinor i córka Thea
Jednorożec: Abbacus
Stanowisko w wiosce/lesie: strażnik przywódców
Partner: Elinor
Właściciel: Pti
Inne:

Nowy elf!

8_1231519028.jpg

Imię: Elinor
Płeć: elfka (kobieta)
Wiek: 300 lat
Żywioł: magia
Moce: metamorfoza i przenoszenie się w czasie
Cechy: pomocna, z poczuciem humoru,  tajemnicza, ciekawska, odważna, uparta, ambitna, żywiołowa, marzycielska, melancholijna, uczuciowa, wyrozumiała, troskliwa, troszkę szalona, optymistka
Nadzwyczajne umiejętności: potrafi czytać w myślach
Historia: kiedy poznała Mortimera odeszła od swojej rodziny i wraz z nim przybyła tutaj
Rodzina: matka i ojciec żyją daleko, córka Thea i mąż Mortimer
Jednorożec: Sirocco
Stanowisko w wiosce/lesie: przywódczyni zbieraczy
Partner: Mortimer
Właściciel: Pti
Inne: potrafi się zamieniać w kolibra:
With Humming bird KS  copy.jpg

Od Lidii "Trening cz.2"


-Nie, nie, nie!!! - Biegłam przez ciemny korytarz krzycząc.
-Choć do mnieee... - rozbrzmiewał syk dookoła mnie
-Nie! -krzyknęłam. I nagle dookoła mnie rozległ się złowrogi śmiech.
-Aaaaaa! Pomocy! - I nagle zobaczyłam drzwi! Przyśpieszyłam. Gdy miałam już te drzwi na wyciągnięcie ręki zauważyłam coś... Po drzwiach spływała krew...
-Choć do mnie.... - rozległo się tym razem bliżej. Chwyciłam klamkę (całą w krwi) i wybiegłam na dwór. Byłam w ciemnym lesie...
-Choć do mnie - tym razem z nutką gniewu - Chooooć - zasyczało. Odwróciłam się aby zatrzasnąć drzwi... tyle że drzwi nie było... Za to zobaczyłam coś innego... Coś zmierzające w moim kierunku. Odwróciłam się i pobiegłam przed siebie a syk nadal rozbrzmiewał.
-Sssss.... Nie uciekaj choć do mnieeessss... Chooooć...
-Nie! Nie! Nie! - krzyczałam przez łzy.
-Sssss... - Rozbrzmiał gniewny syk. A ja dalej biegłam przed siebie... Biegłam, biegłam i wpadłam do jeziora! Woda była lodowata!
-Zi-zi-zim-mno-o mi! - krzyknęłam
-Choć do mnie ja cię ogrzejęęss... - ten sam syk ale inna postać... Coś obślizgłego wynurzyło się z jeziora tuż przed mną.
-Nieeee! Pomocy! Ratunku! - Krzyczałam, a tym czasem to coś zaczęło mnie wciągać pod wodę. I nagle... Zaczęłam się unosić w powietrze!
-sssss....|hahahaha! - Dwa odgłosy zlały się ze sobą... Szyderczy śmiech i syk gniewu. A ja zaczynałam wpadać w trans... Obrazy z życia migały mi przed oczami... I obudziłam się na... No właśnie co to było... Było bezbarwne... Bez wonne...
-Witaj... - usłyszałam za sobą i momentalnie się odwróciłam. Za mną stała kobieta. Miała czarny płaszcz z kapturem opadającym aż na oczy tak że nie było widać twarzy.
-Kim jesteś! - krzyknęłam.
-O nasza dziewczynka zaczyna walczyć
-Słucha... - nie zdążyłam dokończyć bo momentalnie mnie sparaliżowało
-No znacznie lepiej - powiedziała tamta jednocześnie wyjmując z pod płaszcza jedną z moich strzał. Podeszła do mnie powoli.... I nagle rozcięła mi policzek
-Mmmm! - Wydałam z siebie niemy okrzyk bólu
-Boli? To bardzo dobrze, bardzo... - powiedziała jednocześnie nacinając mi drugi policzek. I w tedy paraliż miną. Zaczęłam uciekać najszybciej jak się dało.
-Hahahahaha! - rozbrzmiewało do o koła. W pewnym momencie zaczęłam spadać. Twarz mnie piekła nie miłosiernie a w o koło mnie robiło się coraz ciemniej i ciemniej. Obok mnie zaczęły się materializować różne stwory, jedne całe w krwi inne z zębami jak u wampira, albo bez twarzy, czy bez oczu a wszystkie syczały
-Chooooć do mnie...- A ja spadałam, zapadałam się w tą ciemność, wszędzie byłam tylko ja, przerażające stwory i ciemność...
-To wszystko jest tylko iluzją... snem... tak to sen, to sen -szeptałam sama do siebie - to tylko sen, tylko sen, tylko... i nagle się obudziłam!
Westchnęłam z ulgą... ale zaraz coś jest nie tak... Twarz nadal mnie piecze... A ja trzymam przy niej ręce... Popatrzyłam na swoje ręce i aż jęknęłam... BYŁY CAŁE W KRWI! Szybko wstałam i podeszłam do lustra... Całą twarz miałam we krwi, a na każdym policzku było głębokie nacięcie! 

-Muszę się spotkać z Aminą... To nie jest normalne... - Szybko wzięłam swój płaszcz z długim kapturem żeby nie było widać szram i pobiegłam do Aminy...
CDN!

Zawieszenie

Kochani, zawieszam bloga na 2 tygodnie, ponieważ wyjeżdżam na obóz! 
Wiadomość o odwieszeniu otrzymacie na howrse ;)
Paa ! <3

Nowy elf!



Imię: Nicole
Płeć: elfka (kobieta)
Wiek: 116
Żywioł: ziemia
Moce: różne związane z ziemią
Cechy: niezależna,lojalna, miła, ma poczucie humoru, szalona, zwinna, szybka, inteligentna, urocza, romantyczna, szczera, uparta, potrafi się wszystkim zająć, świetna do każdej pracy
Nadzwyczajne umiejętności: rozumie wszystkie języki (nawet zwierząt), Potrafi naśladować głos każdego i widzi niewidzialnych
Historia: Znudziło jej się spędzanie życia w nudnej, rodzinnej wiosce, dlatego postanowiła odejść. Po miesiącu samotnego błąkania się przez przypadek odnalazła tę wioskę
Rodzina: żyje bardzo daleko
Jednorożec: Leven
Stanowisko w wiosce/lesie: specjalistka od roślin
Partner: szuka
Właściciel: Koniczek$
Inne: potrafi się przemieniać w hipogryfa:


Od Finezji do Dark King Freyr'a "Noc pełna niespodzianek" cd.

Mące w głowie?, Daje uśmiech?, Zwodzę?, Ro.. rozstanie?
Te wszystkie myśli tłumiły i przewijały się przez moją głowę gdy Freyr mówił do mnie ciepłym głosem. Gdyby nie to, że jest czuły i to piękne miejsce pewnie już dawno bym go odepchnęła od siebie i kazała spadać, bo - taka moja natura. Trochę ostra i szorstka, ale..
- No dobrze - ja, ja przepraszam za te zwody i ogólnie - wszystko. Ale taka już jestem. Dość wredna i musisz się do tego przyzwyczaić.
W jednej chwili myślałam, że wybuchnie śmiechem, ale nie zrobił tego. Uśmiechnął się tylko.
- Ale, - zaczęłam i już widziałam w jego oczach zagadkowe spojrzenie - ja nie za bardzo lubię takie miłosne scenki i ogólnie, więc do tego też musisz się przyzwyczaić - powiedziałam i uśmiechnęłam się pogodnie.
- Cóż, na pewno nie będzie łatwo - odpowiedział i tez uśmiechnął się lekko.

Od Victorii "Nowa wioska i... znajomość"

Szłam lasem, rozmyślając, kiedy natkne się na jakąś wioske i czy będe mogła tam zamieszkać. Przez myśl mi przeleciało żeby zmienić się w smoka i wypatrywać jakiś budynków, wioski.
Nie czakając na nic dłużej, zamknełam oczy, skupiając się na zmianie w smoka. 
Po chwili już szybowałam w powietrzu. Jako smok, byłam wielkość przeciętnego domu, w jednej mojej łapie zmieściły by się z dwie osoby. 
Chwila, chwila, coś widze w oddali. Tak, to chyba jakieś domki, miasteczko.
Był jeszcze kawał drogi do nich. Gdy zostały na oko dwa kilometry-może mniej, zaczełam lądować.
Jeszcze ich przestrasze. Postanowiłam reszte drogi przejść. 
Minełam łąke pokrytą fioletowymi i niebieskimi kwiatami, pachniało cudownie. 
W pewnej chwili usłyszałam za sobą szelest. Już miałam się odwrócić, gdy ktoś krzyknoł przystawiając mi nóż do gardła.
-Nie ruszaj się!
Nie zdążyłam nawet wyjąć sztyletu.


<Sentis, dokończysz?> 

Nowy elf!



Imię: Victoria
Płeć: elfka (kobieta)
Wiek: 120 lat
Żywioł: woda
Moce: niewidzialność, hipnoza, czytanie w myślach
Cechy: odważna, zazwyczaj miła, potrafi być wredna i chamska, tajemnicza, sarkastyczna, nieprzewidywalna
Nadzwyczajne umiejętności: fenomenalna zwinność
Historia: Dużo podróżowała, odwiedziła pare miasteczek, ale w końcu postanowiła zadomowić się w jakiejś wiosce i akurat padło na tą.
Rodzina: zamordowana
Jednorożec: Aberald
Stanowisko w wiosce/lesie: wojownik
Partner: szuka
Właściciel: _Misza_62
Inne: potrafi zamieniać się w smoka:

piątek, 26 lipca 2013

Od Dark King Freyr'a do Finezji "Noc pełna niespodzianek" cd.

Prowadziłem ją do Wodospadu Tartaru. Chciałem, by weszła tam wraz ze mną i wyznała prawdziwe uczucia. Pierw też zastanawiałem się czy jej troszkę nie podtopić, jako że jest z ognia,  ale z tego zrezygnowałem. Gdy doszliśmy do zamierzonego celu ona od razu wiedziała o co chodzi. 
 - Nie zrobisz mi tego! Chcesz siłą wyciągnąć ze mnie prawdę? - zapytała z oburzeniem.
 - Finezjo... - spokojnie podeszłem do niej i złapałem jej ręce - dobrze wiesz co do cb czuje, tak? - kiwnęła głową powoli - ale ja zupełnie cie nierozumiem. I zaczynam tracić to uczucie, które przy tobie się tak ożywiło. Sama widzisz. Znowu będę tym bezwględnym wojownikiem i nawet raz sie nie uśmiechne, bo mącisz mi w głowie szalenie dużo.. Dlatego póki będziesz mnie tak zwodzić na bok powinniśmy się rozstać. Ten wodospad jest jedyną nadzieją, proszę..

 <Finezja?!> 

czwartek, 25 lipca 2013

Od Lidii "Trening" cz. 1

Dzisiaj rano postanowiłam trochę poćwiczyć. Minęło już trochę czasu odkąd strzelałam z łuku, bo do dzisiaj głównie odpoczywałam w mojej norce jak zwykłam ją nazywać. Ale do rzeczy... No więc wzięłam swój łuk i sztylety (2 sztuki) I poszłam szukać odpowiedniego miejsca. Po drodze spotkałam Aminę.
- Jest tu jakieś dogodne miejsce do ćwiczeń? -zapytałam
-Oczywiście! - Odpowiedziała - Masz do dyspozycji cały las jednorożców, jednakże musisz uważać na żyjące w nim zwierzęta. Oczywiście możesz też się wybrać w bardziej niebezpieczne miejsca... 
-"Ciekawe jakie..." - pomyślałam
-Jak na przykład wampirze gniazdko - powiedziała, a w jej głosie wyraźnie było słychać niepokój
-Chyba skorzystam z pierwszej propozycji - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem
-To dobrze - Powiedziała z wyrazem ulgi
-Dziękuje, Amina! A! I jeszcze jedno nie wiesz może gdzie znajdę mojego jednorożca?
-Sądzę, że jest w fiołkowej dolinie! 
-Aaa... A gdzie to jest?
-Oj, widzę że ktoś cię będzie musiał porządnie oprowadzić - lekko się zarumieniłam
-Idź tą ścieżką, a dojdziesz
-Dziękuje!
Więc pobiegłam w tamtą stronę. W pewnym momencie stanęłam na pięknej polanie usianej fiołkami. Meyuma od razu do mnie podbiegła.
-Witaj Mey -mruknęłam - Nie miała byś ochoty wybrać się ze mną na mały trening - konik zarżał w odpowiedzi
-To jedźmy! - I zagłębiłyśmy się w las. Niedługo potem znalazłyśmy się w niewielkiej dolince. Było tam tylko kilka drzew i dosyć płaski teren - jednym słowem idealne miejsce do ćwiczeń. 
-No to zaczynamy - mruknęłam i popędziłam konika do galopu. Gdy mijałyśmy pierwsze drzewo naciągnęłam łuk i strzeliłam w sam środek pnia, przy drugim trzecim i czwartym tak samo. Zatrzymałam Mey.
-No całkiem dobrze jak na 12 miesięcy nie strzelania z łuku nie uważasz? 
-Ichacha - Zarżała w odpowiedzi.
-No to teraz może sztylety... Niestety tych mam tylko dwa... Będę musiała kogoś poprosić aby mi wyrobił więcej. Pozbierałam strzały i wsiadłam z powrotem.
- No to ruszamy - Rzuciłam pierwszym sztyletem i chybiłam, a drugi ledwo się wbił...
-A niech to będę musiała chyba trochę to poćwiczyć... Ale już nie teraz... Wracamy do domu...
Podczas gdy po malutku wracałyśmy do domu usłyszałam nagle szum wody...
-"A to co" - pomyślałam i pojechałam w tamtym kierunku
-Jeziorko - krzyknęłam cicho z wrażenia
-Tak jeziorko - powiedział ktoś 
-Co? Kto tu jest?! - powiedziałam naciągając łuk 
-Spokojnie jestem elfem jak ty powiedziała kobieta i wynurzyła się za drzew.
-O! Witaj...
-Witaj... - Powiedziała i znów rozpłynęła się wśród drzew
-Poczekaj! - krzyknęłam. Ale nie dostałam odpowiedzi...
-Dziwne... - mruknęłam. Lepiej już wracajmy.
Odstawiłam Meyume do dolinki a sama udałam się do domku. Położyłam się na łóżku i momentalnie zasnęłam...


CDN! 

Od Enei "Poznanie Jednorożca"

 Tego ranka wstałam nie co wcześniej, ze względu na to że nie mogłam spać. Postanowiłam że pójdę zobaczyć po raz pierwszy mojego jednorożca, Rouha. Nie wiedziałam jak wygląda i jaki ma charakter. Kiedy doszłam do Fiołkowej Doliny. Zobaczyłam kilka jednorożców, nie wiedziałam, który to mój jednorożec więc krzyknęłam "Czy jest gdzieś tu jednorożec o imieniu Rouh". Po chwili kiedy mój krzyk rozszedł się po polanie. Podszedł do mnie biały jednorożec i spojrzał na mnie z zdziwieniem. 
-To ty jesteś Enea? - Zapytał odwracając głowę.
-Tak, to ja. - Odpowiedziałam z uśmiechem.
-Więc to ja jestem Twoim jednorożcem - Powiedział z niewielką pogardą. Czekałam aż zaproponuję pierwszą przejażdżkę, jak na jednorożca przystało. Ale on nawet się nie odezwał po wymianie kilku zdań.Więc ja postanowiłam się spytać, co powiesz na krótką przejażdżkę po okolicy?
Koń nie odpowiedział nic, tylko nadstawił się abym na niego wsiadła.
Dosiadłam Rouha a on ruszył i powoli szedł jakby chciał mnie zniechęcić do jazdy. Przejażdżka była strasznie powolna i krótka, kiedy dobiegła końca spytałam go z zdziwieniem:
-Dlaczego się tak zachowujesz?
-Mam swoje powody. 
Po tych słowach odszedł i wrócił na swoje miejsce.
Nie miałam zamiaru się z nim użerać więc wróciłam do wioski, przez resztę dnia zastanawiałam się co go ugryzło.

Od Ryana "Błędne koło"

Oporządzałem właśnie Cienistogrzywego i postanowiłem spytać go o radę:
- Zawsze z Raven byliśmy przyjaciółmi, już od małego, jednak ja czuję do niej coś więcej ... To błędne koło: ona myśli, że czuję do niej tylko przyjaźń, a ja łudzę się, że ona poczuje coś więcej. Może to czas jej wyznać moje prawdziwe uczucia ? Poza tym, to mężczyzna powinien zrobić pierwszy krok, prawda Cienistogrzywy ?
Wtedy jednorożec zarżał pewnie, kiwając głową w górę i w dół.
- To co mam zrobić, mój druhu ?
Cienistogrzywy pchnął mnie z całej siły i rżał. Widać było, że chce, abym wyznał jej moje prawdziwe uczucia. 
- Dobrze więc. Pójdę, tylko cię odprowadzę do stajni.
Po odprowadzeniu do stajni Cienistogrzywego poszedłem do chatki Raven. Zapukałem lekko i wszedłem za jej pozwoleniem. Jasna strona Raven powitała mnie entuzjastycznie (a musicie wiedzieć, że Raven już nie przemienia się w Dark Raven, jest teraz tylko jej ta dobra strona).
- Witaj Ryanie. Co Cię tu sprowadza ? - Raven spytała wesoło.
- Przyszedłem zaprosić Cię na przejażdżkę, w pewne miejsce. - odpowiedziałem nieco nieśmiało.
- Tak, a gdzie ? Tylko nie mów, że na teren pagórków. - zaśmiała się lekko.
- Nie, nie. Miejsce, w które Cię zaprowadzę jest o wiele bardziej urokliwe.
- Urokliwe ? - Raven spytała ze zdziwieniem.
- To znaczyyy ... Piękniejsze. - odpowiedziałem z rumieńcami na policzkach.
- Ach, rozumiem. To jedziemy ?
- Tak. Chodźmy po jednorożce.
Gdy tylko wzięliśmy jednorożce, pomknęliśmy galopem w to zaczarowane miejsce, które odkryłem kilka dni wcześniej, przypadkiem. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze, żeby napić się czystej, źródlanej wody ze strumyka. Wręczyłem jej wtedy też błękitną różę, a ona lekko pocałowała mnie w policzek. Po chwili wspinaliśmy się już na dość wysoką górę i kilka minut później byliśmy na szczycie. Widok był cudowny - piękny zachód słońca powitał nas serdecznie, rzucając promyki słońca prosto na nasze twarze. Było widać, że Raven jest zachwycona. Kilka kroków ode mnie rosło piękne drzewo z kwiatami. Podszedłem migiem, zerwałem i wplątałem kwiat we włosy tej pięknej elfki. Ona, nieco zarumieniona przytuliła mnie lekko, a ja z delikatnością przyjąłem jej uścisk. Usiedliśmy na skraju góry i podziwialiśmy zachodzące słońce. To był czas na wyznania.
- Wiesz .. muszę Ci coś wyznać. Jaa - zacząłem, jednak Raven mi przerwała.
- Nic nie mów. Po prostu mnie pocałuj ...

Całowaliśmy się jeszcze chyba przez kilka minut. I stało się ! Raven jest we mnie zakochana - pomyślałem, podekscytowany ciągiem zdarzeń.
- Zakochałem się w Tobie już kilka miesięcy temu, jednak nie miałem w sobie na tyle odwagi, by ci to wyznać. - powiedziałem, pewny siebie.
- Jesteś cudowny; taki delikatny i czuły. Bardzo mnie to cieszy, ukochany.
I wróciliśmy do wioski, wiedząc, że będziemy ze sobą razem spędzać więcej czasu.


Od Finezji do Dark King Freyr'a "Noc pełna niespodzianek" cd.

Byłam zrażona cała tą sytuacją i dziwiłam się w duchu, że przepraszam. To było dla mnie obce. Tak wiele wrażeń. Przeprosiny, szloch. To była dla mnie nowośc. Myślałam sobie o tym po cichu gdy obejmował mnie Dark. Czułam jego zapach, więc stwierdziłam, ze to dla mnie za dużo. Musze z nim wreszcie porozmawiac!
Po chwili odkleiłam się od elfa, ale ku mojemu zdziwieniu wcale go to nie zaskoczyło.
- Słuchaj, ja, ty.. to znaczy ... my! Musimy pogadac - zaczęłam.
- Nie ma sprawy - odpowiedział spokojnie. - o czym?
- Właściwie to o.... mnie - odparłam cicho - bo ja nie mogę.. nie zasługuję... to znaczy...
- No. Mów śmiało - zachęcał mnie Dark.
- Ja miałam ciężko w życiu - zaczęłam i westchnęłam gotowa na dalszą opowieśc - właściwie to urodziłam się w wulkanie, albo raczej... powstałam z lawy. Byłam dręczona przez złe elfy które wykorzystywały mnie i raniły... Dlatego jestem czasem taka paskudna. To mój chrakter i choc bardzo, bardzo pragnęłabym go zmienic. Nie uda mi się to Dark, rozumiesz? NIgdy!
- Ale mi nie przeszkadza twój charakter. Już się przyzwyczaiłem - widzisz?
- Taa, coś nie bardzo - powiedziałam kpiąco
Oboje się uśmiechnęliśmy, ale sielankę przerwał wpadający przerażony koń.
- Arien?! - krzyknęłam gorączkowo i zaczęłam uspokajac konia, ale on nie chciał mi powolic się dotkąc i wybiegł.
Poszłam za nim i co zobaczyłam? Jak jakiś nowy elf nie panuję nad mocami ognia i wszystko ulega zniszczeniu ognia. Z każdej strony było słychac przeraźliwy krzyk - POŻAR! POMOCY!
Nie mogąc dłużej znieśc nieogarnięcia chłopaka ugasiłam ogień jedną ręką. Po chwili nie było śladu po pożaże,a chłopak podbiegł do mnie ucieszony.
- och dzięki - powiedział i rzucił mi się na szyję. Oderwałam go od siebie.

- Tylko nie rób już mi więcej takich akcji, ok? - powiedzialam kpiaca nie chcac wiedziec jak wlasciwie wydarzyla sie ta sytuacja.
- Jasne nie ma sprawy - odpowiedzial nieznajomy i usmiechnal sie.
- Ok, chodzmy juz - odezwal sie wreszcie Dark i nim zdazylam pozegnac sie z nowym elfem Dark pociagnal mnie za reke i poszlam w ślad za nim.
- Czekaj! - krzyknal za nami nieznajomy - jestem Archie.
Ledwo co go usłyszałam i odpowiedzialam:
- Super - to do zobaczenia. Po chwili zwróciłam się do Darka.
- Miły koleś. Szkoda tylko że tak nabroił.
Zauważyłam kamienną twarz chłopaka.
- Hej, coś się stalo? - zapytalam ostrożnie - chodzi o przytulenie od tamtego chłopaka? Przecież go odepchnęłam a on zrobil to pod wplywem impulsu.
- Tak wiem. - odpowiedzial obojetnie.
- To o co chodzi?
- O nic...
- Dark, nie zartuj - powiedzialam ale nie otrzymalam odpowiedzi. 
Szlam dalej w jego slad i zastanawialam sie nad tym wszystkim. Cos bylo nie tak. To niepodobne do Darka...


<Dark, dokonczysz?>

Od Rose do Kastiela "Nowa przygo życia" cd.

Gdy pan Kastiel zgodził się łaskawie wyjść, położyłam się na łóżku. Mimo milionów prób, nie zasnęłam. Myślałam. O wszystkim. Jak to ogarnąć? Spróbowałam po raz milion pierwszy zasnąć. Położyłam się wygodnie i odprężyłam. Leżałam w takim bezruchu kilka minut. Później jakoś samo przyszło. Udało się. Zasnęłam.
Znalazłam się nad rzeką. Woda była czysta, świeża, zimna. Zauważyłam, że coś połyskuje w wodzie. Wskoczyłam do rzeki, aby sprawdzić, co to jest. Lecz to nie było już jezioro. Byłam w dziwnym pomieszczeniu, przykuta grubymi łańcuchami do krzesła. Nie mogłam się ruszyć. Wtem ktoś podszedł do mnie. Był to wysoki mężczyzna. Zdążyłam tylko tyle zauważyć. Podszedł do mnie. Teraz widziałam go dokładnie. Ciemna skóra, łysy, niebieskie oczy, krótka broda, w ręku trzymał nóż ozdabiany szlachetnymi kamieniami. Nic nie mówił. Podszedł mnie od tyłu. Poczułam przeszywający ból na plecach. 
Obudziłam się zdenerwowana, ale wmówiłam sobie, że to tylko sen. 
Była około czwarta rano. Nie mogłam zasnąć. Zabrałam łuk i strzały. Poszłam do Kovu. Ten przywitał mnie głośnym rżeniem. 
Wsiadłam na jednorożca. Na cel obrałam Las Jednorożców. 
- Może w końcu uda mi się postrzelać...- pomyślałam.
Kovu ruszył. Jechaliśmy pełnym cwałem. Delikatnie pochyliłam się nad karkiem zwierzaka. 
Gdy dotarliśmy na miejsce, zmusiłam jednorożca do galopu. Założyłam strzałę na cięciwę. Już miałam strzelić, ale ktoś mnie ubiegł. Strzała przeleciała kilka milimetrów obok mnie. Trafiła prosto w drzewo. Obróciłam się. Zobaczyłam tego mężczyznę. Tak, to był on! Obróciłam się. Wymierzyłam w niego łuk i strzeliłam. Prosto w ramię. Upadł. Znowu zmusiłam jednorożca do cwału. 
Biegliśmy tak kilka minut. Widziałam, jak Kovu się męczy i jak chce mu się pić. Skierowałam go na Jeziorko Młodości. Ładne miejsce. Usiadłam nad brzegiem. Kovu wszedł do wody chlapiąc na wszystkie strony, czym zmniejszył widoczność. Gdy poziom wody znów wrócił na swoje miejsce, zobaczyłam Kastiela. Znów? Zobaczyłam, że wszystkie bandaże mu oklapły, więc nie był już mumią. 
-Co ty wyprawiasz?- spytałam ledwo powstrzymując się od śmiechu.
-Pływam...Nie widać?
-Nie. Chyba się topisz. Nie wyłaziłeś spod tej wody kilka minut. - powiedziałam śmiejąc się już w głos. 
- A ty co robisz? Miałaś spać?- powiedział z drętwym uśmiechem.
- Spałam, ale... A poza tym, co cię to obchodzi?- odpowiedziałam z ironicznym uśmiechem.
Widać było, że chłopak czuł się zakłopotany. I o to mi chodziło. Jedyne co pragnęłam to chwila świętego spokoju. I ciszy, aby to wszystko przemyśleć. 
Czekałam, aż Kovu wyjdzie z wody. Otrzepał się, rozchlapując wodę na wszystkie strony świata. Wskoczyłam na grzbiet jednorożca. Na pożegnanie wysłałam Kastielowi ogromną falę, która delikatnie go podtopiła. Szybko pocwałowałam do wioski. 
Kovu został na Fiołkowej Dolinie, a ja sama poszłam do domu. Musiałam to wszystko przemyśleć. Przygoda życia, czy warta życia, czy o życie. I kim do jasnej anielki był ten facet, który próbował mnie zabić!

Nowy elf!



Imię: Celtia
Płeć: elfka (kobieta)
Wiek: 130 lat
Żywioł: ziemia
Moce: bardzo ciche skradanie się, niewidzialność, porozumiewanie się ze zwierzętami
Cechy: niespokojna, szczera, dumna, urocza, miła ufna, odważna, walczy o dwoje, uparta
Nadzwyczajne umiejętności: umie wskakiwać bardzo wysoko, nawet na czubki najwyższych drzew
Historia: Dawno temu ojciec zostawił ją i jej matkę na pastwę wrogów, którzy potem zabili jej rodzicielkę. Celtia zaczęła przez setki lat szukać schronienia i towarzystwa, aż natknęła się na ową wioskę. 
Rodzina: nie ma
Jednorożec: Mane
Stanowisko w wiosce/lesie: szpieg
Partner: poszukuje
Właściciel: troluuuuuś5
Inne: potrafi zamieniać się w lisa:


środa, 24 lipca 2013

Nowy elf!



Imię: Amantina (Amanti)
Płeć: elfka (kobieta)
Wiek: 120 lat
Żywioł: Fauna i Flora
Moce: potrafi rozmawiać ze zwierzętami, czyta w myślach, gdy się zdenerwuje z łatwością wywołuje tornado, rozmawia ze zwierzętami i im pomaga
Cechy: piękna, nieśmiała, opiekuńcza, intrygująca, szlachetna, waleczna, silna, gdy się zdenerwuje: zła, bezlitosna
Nadzwyczajne umiejętności: w jednym momencie potrafi zapanować nad wszystkimi zwierzętami w okolicy
Historia: Byłam samotna, aż pewnego dnia zobaczyłam inne elfy i jeden z nich zaproponował mi dołączenie do plemienia
Rodzina: nie pamięta jej. 
Jednorożec: Calvados
Stanowisko w wiosce/lesie: strażniczka lasu
Partner: szuka, ale nie wie czy znajdzie...
Właściciel: Resha
Inne: potrafi zamieniać się w Alicorna:

Od Archibalda Kaan'a "Sklep"

Do wioski trafiłem w sumie przypadkiem. Gdyby nie te cholerne bagna i upartość Lascara zapewne wciąż błąkałbym się po lesie. Ale zacznijmy od początku...
Nazywam się Archibald Kaan, po dziadku, choć częściej nazywają mnie Archie. Pochodzę z dalekiego południa, gdzie stosunki między elfami a ludźmi są jeszcze, jeżeli nie przyjazne, to chociaż neutralne. Od pokoleń moja rodzina para się handlem, a jako że gatunek ludzki niezdolny jest do odnalezienia lub wytworzenia większości magicznych surowców interes przynosi niezłe zyski. Niestety konkurencja nigdy nie śpi, więc coraz trudniej było utrzymać z kilku sklepów stale powiększającą się rodzinę przyzwyczajoną do wysokiego standardu życia. Ojciec stwierdził, że liczbę mieszkańców jego domu trzeba w krótkim czasie "uszczuplić". Gdy tylko osiągnąłem względną dojrzałość, zostałem wyposażony w konia, pokaźną sumę pieniędzy i łuk (co uważałem za kompletnie idiotyczny pomysł – jeżeli jest coś czego kompletnie nie potrafię to jest to strzelanie z łuku), a następnie bezceremonialnie wystawiony za drzwi.
Chcąc, nie chcąc ruszyłem w drogę. W najbliższym miasteczku zaopatrzyłem się w prowiant, niezbędne rzeczy i miecz półtoraręczny, za który, jak się potem dowiedziałem, słono przepłaciłem. Początkowo chciałem również sprzedać łuk, jednak zrezygnowałem z tego pomysłu. Łuk był robiony na zamówienie, sygnowany i grawerowany misternymi wzorkami. Warty niemałą fortunę. Zostawiłem go jako pewnego rodzaju zabezpieczenie, w razie gdyby skończyły mi się fundusze. Poza tym żywiłem wtedy jeszcze wątłą nadzieję, że rynek się zmieni, ojciec zacznie zarabiać krocie, a ja będę mógł powrócić na jego utrzymanie. Nie chciałbym się pojawić wówczas w progach domu niczym syn marnotrawny, obwieszczając rodzinie na wstępie, że sprzedałem jedyną po nich pamiątkę.
Niestety, jak to było zresztą do przewidzenia, ludzkość (pomimo ich zdumiewającej skłonności do używek) nie zaczęła nagle na potęgę palić niebieskiego ziela, rynek pozostał taki jak wcześniej, ojciec nie zdobył fortuny, a ja musiałem poradzić sobie całkiem sam.
Zająłem się tym co znałem najlepiej; handlem. Polowałem, zbierałem, robiłem i wyszukiwałem najróżniejsze rzeczy, wszystko co mogło mieć jakąkolwiek wartość zwracało moją uwagę. Następnie udawałem się do miasta, gdzie przedstawiałem owe, często bezużyteczne bzdety jako wspaniałe, rzadkie i drogocenne skarby. Ludzie z natury łatwowierni chętnie kupowali kolorowe kamienie odstraszające demony, skóry ognistych wiewiórek leczące reumatyzm, buteleczki z krwią srebrnych jaszczurek zapewniające wieczną młodość, amulety z kości smoków przynoszące szczęście, gałązki jaskółczego drzewa ochraniające od burzy i wiele innych niepotrzebnych zabawek. Problemem była jedynie jakby „jednorazowość” użycia każdego miasta – ludzie wkrótce poznawali się na rzeczywistej wartości mojego towaru, żądając reklamacji i zwrotu pieniędzy.
Wędrowałem więc coraz dalej, starając się nigdy nie powrócić na już odwiedzone tereny. Zapędzałem się coraz dalej na północ, zostawiłem za sobą płaskie stepy, wkroczyłem w świat rozległych zielonych pagórków, dolin i parowów. Gdzieniegdzie w niebo wystrzelały ostre, niedostępne łańcuchy górskie. Coraz częściej napotykałem lasy wypełnione ogromnymi drzewami. Prastara, tajemnicza kraina.
Ludzie byli tu nieufni, nieprzyjaźnie nastawieni do wszelkich istot magicznych. By nie narażać się na niebezpieczeństwo obwiązywałem głowę bandażem, ukrywając wydłużone uszy. Co ciekawscy pytali się o powód takiego zachowania, wykręcałem się wtedy sianem tłumacząc niejasno o tym jak spłoszony koń zrzucił mnie z siodła.
Czas podróży wykorzystywałem na ćwiczenia walki mieczem i łukiem, czasami także magią. Wkrótce wymachiwanie półtorakiem nie sprawiało mi już żadnego kłopotu, czułem go jako przedłużenie ręki. Łuk natomiast uparcie nie dał się ujarzmić, wciąż strzelał jak i gdzie chciał. Czyli zazwyczaj nigdzie, bo strzały w większości lądowały u moich stóp. Wkrótce więc zaprzestałem treningu strzelania, pozostając przy broni białej i ogniu.
Pewnego wieczoru zauważyłem u Lascara dziwną rzecz – lekkie zgrubienie na czole, nieco ponad oczami. Nie zmartwiłem się tym początkowo, ale narośl zaczęła się powiększać co mnie zaniepokoiło. Sam koń zdawał się jednak czuć zdrowy i w pełni sił. Po kilku dniach w miejcu zgrubienia zobaczyłem niewielki kościany róg.

- Jednorożec!? - mruknąłem na poły zaskoczony, na poły przerażony.
Oczywiście, że jednorożec! Czym innym mógłby być koń z rogiem między oczami! Poczułem się trochę niepewnie. Kto wie co potrafi taka bestia? Słyszałem zbyt wiele legend i widziałem zbyt wiele obrazów przedstawiających te stworzenia jako przerażające nieujarzmione stwory przebijające swych wrogów potężnymi rogami. Spojrzałem krytycznie na Lascara. Wiele by można o nim powiedzieć, ale zdecydowanie daleko mu było do miana przerażającego. Koń spojrzał na mnie, zarżał przyjaźnie, wywalił na grzbiet i wierzgając począł się tarzać w trawie z błogim zadowoleniem na pysku. Póki co nie przypominał krwiożerczej bestii, więc postanowiłem po prostu jechać dalej. Niestety róg wciąż się powiększał, a o ile ja mogłem nosić bandaż na głowie, o tyle jednorożca zamaskować się nie dało. Zostawiałem go więc w lesie w okolicy, samotnie wchodząc do wiosek i tam handlując różnościami.
Interes szedł nieźle aż do pewnego feralnego lata. Panowała susza, a jakaś złośliwa zaraza wybiła lub osłabiła większość zwierząt. Przyszła zima, zastając ludzi bez zapasów i oszczędności. Rolnicy, pasterze, rzemieślnicy, wszyscy ledwo wiązali koniec z końcem przymierając z głodu. Wszyscy więc ja również. Ludzie nie chcieli lub nie mieli już za co kupować magicznych ciekawostek. Na przednówku kupca na towary znajdowałem raz na tydzień lub dwa, a zarobione pieniądze ledwo wystarczały na wyżywienie mnie i Lascara.
Podczas jednej z niezliczonych wędrówek po górach znalazłem kamień fuhhar, błękitno-zielony przezroczysty kryształ, który zbliżony do światła dawał tysiące kolorowych refleksów. Oszlifowany i oczyszczony wart był fortunę, jednak nawet w stanie surowym powinienem uzyskać jakieś sensowne pieniądze. Schowałem kamień do torby i ruszyłem do najbliższego miasta w którym była osoba chętna kupić kryształ.
Po dwóch dnia zobaczyłem bramę miasta. Zostawiłem Lascara i cały swój dobytek, zabierając tylko torbę z kamieniem. Wszedłem do warsztatu jubilera. Starszy rzemieślnik uniósł głowę i spojrzał się na mnie zza szkieł okularów. Uniósł nieco brwi kiedy dostrzegł bandaż owijający ciasno moje czoło, jednak się nie odezwał. Czekałem przez chwilę na jakieś powitanie lub zaproszenie, jednak jubiler tylko stał i patrzył na mnie pytająco.
- Chciałbym coś sprzedać... – zacząłem niepewnie.
- Oczywiście – przytaknął usłużnie rzemieślnik, jakby rozbawiony moim zdezorientowaniem. Poczułem się nieco głupio – W czym mogę pomóc?
Zamiast odpowiedzieć wyciągnąłem kamień fuhhar i położyłem na ladzie. Starzec wyszczerzył się chciwie, wziął jakieś lupy i lampeczki i począł oglądać kryształ. Badał go przez chwilę, mrucząc coś cicho, aż w końcu wyprostował się i znów uśmiechnął się usłużnie.
- Chętnie go kupię – powiedział – 1500 mirianów.
Zatkało mnie. Poczułem narastającą irytację.
- Kamień jest wart pięć razy tyle! - zaprotestowałem. Trochę przesadziłem, tej wielkości fuhhar kosztował około sześciu tysięcy, nie zmieniało to faktu, że dziadek chciał zedrzeć ze mnie skórę żywcem!
- Kamień jest wart tyle ile kupiec jest zdolny za niego zapłacić – odparł z uśmiechem. Zaczynałem mieć dość tej jego wesołości – Za nami ciężka zima, niewielu jest chętnych na ozdoby i biżuterię. Dam ci dwa tysiące.
- Cztery i pół tysiąca – podałem swoją cenę – Po obróbce dostaniesz za niego dziesięciokrotność tej sumy.
Jubiler pokręcił głową. Oczywiście z uśmiechem.
- Widzisz chłopcze, nie masz zbyt wielkiego wyboru. Albo sprzedasz kamień mi albo będziesz podróżował z pustymi rękami do następnego miasta, a i tak nie masz pewności czy tam dostaniesz za niego lepszą cenę. Ja za niego dam dwa tysiące, jak na obecny stan gospodarki to i tak spora suma.
Starzec mnie irytował, jednak miał rację. Byłem na straconej pozycji, nie mogłem opuścić miasta z niczym, a to był mój jedyny towar. Niechętnie przystałem na jego propozycję i wyszedłem jak niepyszny ze sklepu. Zaopatrzyłem się jeszcze w prowiant i wróciłem do Lascara. Koń przytruchtał do mnie na mój widok trącając mnie lekko pyskiem. Przyzwyczajony był, że po każdym wypadzie do miasta przynoszę mu jakąś przekąskę. Odepchnąłem go poirytowany.
- Nie mam nic dla ciebie. Nie stać nas na razie – mruknąłem.
Lascar wydawał się urażony. Zarżał z wyrzutem.
- Jeżeli chcesz, sam możesz na siebie zarabiać. Za ten twój róg dostalibyśmy całą górę pieniędzy – warknąłem, wciąż zdenerwowany rozmową z jubilerem. Lascar tylko prychnął wyniośle i odwrócił się obrażony.
Wskoczyłem na siodło i ruszyliśmy, obaj w podłych nastrojach. Jechaliśmy teraz gęstym lasem, w powietrzu pachniało wilgocią i błotem. Zapach wkrótce nasilił się i zmienił w nieprzyjemną woń zgnilizny i rozkładu. Ziemia na ścieżce zmieniła się w lepkie błocko, w które z mlaśnięciem zapadały się kopyta Lascara.
Nigdy nie byłem w tych stronach. Próbowałem sobie przypomnieć czy nie słyszałem czegoś o jakiś bagnach w tej części kraju, jednak byłem przekonany, że nie widziałem ich na żadnej mapie.
Zamyślony, nie zauważyłem, kiedy skończyła się ścieżka, więc gdy rozglądnąłem się dookoła odkryłem, że po prostu stoimy w błocie pośrodku lasu, a raczej pośrodku podmokłego zagajnika. Obejrzałem się, jednak zobaczyłem tylko jednolitą ścianę drzew. Cudownie, pomyślałem. Zawróciłem Lascara mając nadzieję, że nie zeszliśmy ze ścieżki zbyt dawno i uda nam się na nią trafić. Wiedziałem, że nadzieje na to są raczej nikłe, ale zawsze warto spróbować. Szybko okazało się, że zmierzamy w złym kierunku; Lascar coraz głębiej zapadał się w błocie i coraz ciężej szło mu podążanie naprzód. Zeskoczyłem na ziemię, by go odciążyć. Ruszyłem przodem, prowadząc konia za uzdę. Wściekły na cały otaczający mnie świat zapomniałem o podstawowej rzeczy – o sprawdzaniu gruntu pod nogami. Moja nieostrożność szybko odegrała się na mnie ze szczególną złośliwością; zwalone, spróchniałe drzewo skruszało i rozsypało się pod moimi nogami. Wylądowałem w cuchnącym błocie, boleśnie obijając się o resztki pnia. Gdy spróbowałem wstać twardy grunt usunął mi się spod stóp i znów upadłem, zapadając się tym razem znacznie głębiej w błocko. Zakląłem głośno pod adresem bagna.
- Lascar, chodź tu! - zawołałem na konia, który stał z boku i przyglądał się najwyraźniej szczerze rozbawiony. Ani drgnął. Przeklęta bestia.
- Lascar! Rusz tu swój zad! Lascar! - prychnął tylko na mnie i zadreptał w miejscu, udając, że nie wie o co mi chodzi – Lascar!
Nic z tego. Przeklęta, uparta i złośliwa bestia. Zapewne była to zemsta za brak przekąski. I za sugestię sprzedaży rogu. Musiałem więc radzić sobie sam. Sięgnąłem do najbliższej gałęzi i zacząłem wyciągać się z pułapki. Bagno trzymało mnie mocno, jednak udało mi się w końcu uchwycić skrawek twardej ziemi.
- Pomóc ci? - usłyszałem za sobą. Zamarłem i przetoczyłem się na plecy. Nieopodal stał mężczyzna. W dłoniach trzymał łuk i strzały.
- Nie, dzięki... - wysapałem wdrapując się na brzeg niecki z bagnem. Z trudem stanąłem na drżących nogach; w tym miejscu błoto sięgało mi zaledwie do kostek. Lascar usłużnie przydreptał i pozwolił mi się oprzeć. Spojrzałem na mężczyznę i zastygłem w bezruchu. Zdążył już napiąć łuk i właśnie celował w moją pierś. Uniosłem niepewnie ręce.
- Czego tu szukasz, człowieku? - warknął groźnie. Człowieku? Co to za dziwny tytuł? Przyjrzałem się mu dokładniej. Ostre rysy, szczupłe ciało, wydłużone uszy... Przecież to elf! Przypomniałem sobie o bandażach wciąż opasujących moją głowę. Pochodziłem z południa, tamtejsze elfy były niższe i mocniej zbudowane niż północne, z zakrytymi uszami mogłem niemal uchodzić za człowieka.
- Odpowiedz! - zażądał.
- Nie, nie! - uniosłem wyżej ręce – Nie jestem człowiekiem! Jestem elfem!
Uniósł brwi. Najwyraźniej mi nie wierzył.
- Zobacz, mój koń to jednorożec – przekonywałem go dalej – Spójrz! - ściągnąłem bandaże.
Spojrzał krytycznie na mnie i Lascara, w końcu opuścił broń.
- Kim jesteś w takim razie?
- Nazywam się Archie Kaan, pochodzę z południa. Jestem handlarzem. Mogę już opuścić ręce? Palce mi drętwieją... - jęknąłem.
Zaśmiał się i przytaknął. 
- Jestem Davos – powiedział, a następnie zagwizdał i zawołał - Vaccara!
Po chwili u jego boku stanął srebrno-szary jednorożec. Lekko wskoczył na siodło i spojrzał na mnie z ukosa.
- Niedaleko jest wioska – mruknął – Wioska elfów, ludzie nie mają tam wstępu. Jedziesz ze mną?
Czy jadę? Oczywiście, że tak! Nie mam zamiaru pozostawać ani minuty dłużej w tym przeklętym miejscu. Zgodziłem się ochoczo, wsiadłem na Lascara i podążyłem za nim. Davos był najwyraźniej dobrze obeznany w okolicy, ponieważ bez wahania lawirował między drzewami i bajorkami z błotem stąpając cały czas po twardym gruncie. Wkrótce zostawiliśmy za sobą cuchnące bagno, teraz jechaliśmy przez spokojny bukowy las.
- Więc... - zaczął – Jesteś handlarzem?
Przytaknąłem.
- Sprzedaję ludziom różne amulety i magiczne proszki.
Najwyraźniej go to rozbawiło.
- Po co ci ten bandaż na skroni? Nie jesteś przecież ranny... - zainteresował się. Wytłumaczyłem mu swój sposób kamuflażu. Nie skomentował tego, ale wydawał się z czegoś zadowolony. Nagle dostrzegł mój łuk przytroczony do siodła.
- Mogę zobaczyć? - spytał, a kiedy mu go podałem dodał – Doskonała robota. Umiesz się nim posługiwać?
- Jedyne co potrafię to trafić cel wielkości konia z odległości trzech kroków – zaprzeczyłem – A i to mi czasem nie wychodzi. To bardziej pamiątka rodzinna niż broń.
Pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Brakuje na w wiosce kogoś do dostarczania towarów. Chciałbyś dla nas pracować? - zapytał mnie po chwili ciszy.
Zaskoczyło mnie to. Czy chcę? Dawno już nie zatrzymywałem się w jednym miejscu na dłużej. W sumie czemu by nie? Przyda mi się trochę odpoczynku, a zawsze mogę znów ruszyć w drogę.
- Z chęcią – odparłem z uśmiechem. Dalej jechaliśmy w milczeniu.
W końcu dotarliśmy do wioski. Oszczędzę wam jej opisu ponieważ zająłby kolejne trzy strony, napiszę więc tylko, iż była zachwycająca. Domy, alejki i pomosty, wszystko opierało swą konstrukcję na ogromnych srebrnych drzewach. Rozglądałem się wokół oszołomiony gdy dostrzegła nas jakaś elfka.
- Davos! - krzyknęła z oddali. Szybko do nas podbiegła – Davos, właśnie cię szukałam. Zerwał się jeden z pomostów, przydałaby się twoja pomoc.
- Oczywiście, zaraz tam pójdę – odpowiedział – Najpierw jednak poznaj naszego gościa. To Archie, handlarz, będzie nas zaopatrywał w towary. Archie, poznaj Aminę, zarządza całą wioską.
Wyciągnąłem rękę do elfki, którą ona uścisnęła z wielką gracją. Uśmiechnęła się życzliwie i stwierdziła, że bardzo jej miło. Odmruknąłem coś cicho zdezorientowany. Nagle zmarszczyła nos.
- Co tu tak śmierdzi? - zapytała, spoglądając na mnie.
- To nie ja, to to błoto! - zaprotestowałem machając rękami.
- Wykąpał się w nim cały – roześmiał się Davos. Zacząłem tłumaczyć, że tak naprawdę to był wypadek, ale Amina zdecydowanym krokiem zaprowadziłam mnie do łaźni, gdzie zmyłem z siebie warstwę brudu. Potem, odarty z wszelkiej godności zostałem zaprowadzony do swojej kwatery, a także pokazano mi wioskę i tereny do niej należące. Lascar zamieszkał wraz z innymi jednorożcami w Fiołkowej Dolinie. Odkrycie, że nie jest jedynym koniem z rogiem nieco podkopało jego ego, ale wydawał się całkiem szczęśliwy. Ja równie jestem zadowolony z obrotu spraw. Miło będzie pomieszkać z innymi elfami, bez ukrywania się pod bandażem.

Nowy elf!

<zdjęcie potem> 

Imię: Archibald Kaan
Płeć: elf (mężczyzna)
Wiek: 107 lat
Żywioł: ogień
Moce: Potrafi wywoływać w dłoniach zapłon, który jednak nie parzy mu skóry. Niestety wrodzona niezdarność powoduje częsty niekontrolowany samozapłon. 
Cechy: jest ironiczny, posiada specyficzne poczucie humoru - często irytujące, obojętny, pasywny na wszystko co dzieje się wokół, jego motto to: "Nie interesuj się nie swoimi sprawami, chyba że ci za to płacą", nieco egoistyczny, ma słabo rozwiniętą empatię i poczucie współczucia. W wiosce jest głównie do prowadzenia sklepu. Swoją moralność często uzależnia od swojego zysku, jest szczery - jednak nie w całkiem pozytywny sposób (po prostu mówi to co myśli bez względu na to czy może zaszkodzić sobie czy innym). Trochę niezdarny, raczej tchórzliwy, stara się unikać niebezpieczeństwa. 
Nadzwyczajne umiejętności: z wywołanego ognia potrafi tworzyć w powietrzu drobne wzorki. Bardzo dobrze radzi sobie z obróbką drewna, tworzy znakomitej jakości broń i narzędzia. 
Historia: Pochodzi z całkiem bogatej rodziny handlarzy. Ojciec stwierdził, że nadszedł czas by się usamodzielnił, dał mu więc Lascara i część pieniędzy, a następnie posłał w świat. Po trafieniu do wioskie Archie założył pierwszy sklep,  mając nadzieję na szybki rozwój interesu.
Rodzina: Żyje sobie gdzieś tam, daleko na południu. 
Jednorożec: Lascar
Stanowisko w wiosce/lesie: sklepikarz
Partner: nieokreślony w tej kwestii
Właściciel: asztan
Inne: umie przemieniać się w myszołowa:

wtorek, 23 lipca 2013

Od Dark King Freyr'a do Finezji "Noc pełna niespodzianek" cd.

Jak mogła?! Czy słowa, które tak bardzo ucieszyły mnie to były najzwyklejsze wyrazy sklejone ze sobą pod wpływem emocji?! Jednak nie mogłem tego tak zostawić, więc wróciłem do niej. Już z daleka słyszałem jej płacz... Nie chciałem,  by płakała..., nie chciałem by było jej smutno! Wszedłem do domku cichutko, miałem na sobie tylko materiałową tunikę, spodnie i lekkie buty - a nie zbroję i miecz jak wcześniej. Nie zauważyła i nie usłyszała mnie. Podszedłem do niej i delikatnie przytuliłem.. Wtedy ona odwzajemniła mój uścisk i przez szloch wyjąkała:
 - Przepraszam! Przepraszam Dark... Nie wiem dlaczego to powiedziałam - szlochała dalej...
 - Nic się nie stało, spokojnie - uspokajałem ją - masz mnie... No, nie płacz już. 
 - Ale ja naprawdę żałuję - wciąż płakała - naprawdę... - przytulała się do mnie coraz mocniej...
 - Spokojnie, nic się nie stało...
 - Owszem, stało się Dark! - oderwała się ode mnie oburzona i zapłakana, cała we łzach... - nic nie rozumiesz! Moje życie się zmienia z dnia na dzień, to wszystko dzieje się tak szybko...! Jesteś tu ze mną, podpierasz mnie i pomagasz, zawsze gdy cię potrzebuje i w twoim towarzystwie jest mi najlepiej... Jednak sama przed sobą nie potrafię przyznać, że cię kocham! - przytuliłem ją najmocniej jak potrafię, a ona odwzajemniła uścisk. Po pewnym czasie....

<Finezja, dokończysz?>  

Od Finezji do Dark King Freyr'a "Noc pełna niespodzianek" cd.

Po tym jak moje usta zbliżyły się do Darka, właściwie nie wiedziałam, czy robię dobrze, czy źle. Słowa "Kocham Cię" popłynęły z mojego wcześniej mrocznego i zaczernionego serca. Dzięki pomocy Raven nie byłam już tak ponura i złośliwa jak kiedyś, teraz po prostu: Miałam inne życie i ..... miłość.
- Ja.. ja, przepraszam - powiedziałam smutno - przepraszam za ten pocałunek.
- Hej!, przecież nie masz powodu by za to przepraszać - powiedział Dark i ręką czule podniósł mój podbródek - to było bardzo przyjemne - powiedział i uśmiechnął się.
- Hah, jakoś nie przyzwyczaiłam się do takich sytuacji - odpowiedziałam i czułam jak się rumienię, więc szybko zasłoniłam długim rękawem poliki, ale wiedziałam, że Dark zobaczył mój rumieniec, bo uśmiechnął się ciepło.
- Tak, ja też nie. Głównie dlatego, że jestem wojownikiem.
- No proszę - usmiechnęłam się szyderczo - nie wiedziałam, że wojownik może być tak czuły.
- A ja nie wiedziałem, że łowczyni może się rumienić.
Uśmiechnęliśmy się do siebie i nie wiedziałam kiedy, ale jego usta znów zaczęlły się zbliżać.
- I co teraz? - pomyślałam w duchu - OK, dasz sobię radę Finezja.
- Ej, spójrz, mój jednorożec - krzyknęłam szybko i odwróciłam głowę nim Dark zdążył mnie pocałować.
Czemu to zrobiłam? Bo nie byłam przyzwyczajona do takich scen. Może i stałam się bardziej miła i cieplejsza, ale ran w moim sercu z przeszłości, zagoić się nie da.
- Niesamowite, że przyszedł tu do mnie - powiedziałam i podeszłam do okna, w które stukał przepiękny ogier - czyż nie? - odwróciłam wzrok w stronę Darka, ale on tylko przytaknął i uśmiechnął się blado. Miałam poczucie, że go zraniłam. Odwróciłam się do Ariena i pogłaskałam go po nosie. Koń zarżał, a ja śmiałam się radośnie przez chwilę, ale przypominając sobie osobowość chłopaka przestałam po chwili.
On wstał i zbliżał się do mnie.
- Słuchaj Finezja. - zaczął - o co chodzi?
- Nie rozumiem - skłamałam.
- O ten pocałunek 
- Ja nie mogłam, bo..
- NO?
- Bo ja... m
ialam zle doswiadczenie z chlopakami - powiedzialam cicho. 

- Przeciez wiesz ze ze mna nic ci nie grozi - powiedzial i zaczal przykladac reke do mojego policzka ale ja nie wiem czemu odepchnelam ja i zobaczylam zdziwienie w oczach elfa.
- NIE! - krzyknelam - nie rozumiesz?! Ja teraz nie chce sie z nikim wiazac. Daj mi spokoj!!!!
Kiedy dotarlo do mnie to co powiedzialam zrobilo mi sie strasznie glupio. Dark odsunal sie ode mnie i pidszedl do drzwi. Rzucil na mnie szybkie spojrzenie i - wyszedl. Rzucilam sie za nim do drzwi otworzylam je i widzialam jeszcze jak Dark odchodzi twardym i szybkim krokiem.
- Czekaj! - krzyknelam. Ale on odwrocil glowe na krotka chwile i poszedl dalej.
Zasypana emocjami ukucnelam i zaczelam plakac - pierwszy raz w zyciu. byl to dlugi szloch ktory skrywalam w sobie przez 118lat. 


<Dark, dokończysz?>

Od Dark King Freyr'a do Finezji "Noc pełna niespodzianek"

Powiedzieć? Nie powiedzieć? Powiedzieć? Nie powiedzieć? 
Tak brzmiały moje myśli przez całą noc i nawet nie zmrużyłem oka. Ona jest cudowna! No cóż, jestem wojownikiem, nie zdobędę się na odwagę by wyjawić moich uczuć? W każdym razie nie bardzo mi przychodziło do głowy co mam powiedzieć, więc postanowiłem, że pójdę na spontan. 
Poszedłem do jej domku i już miałem pukać, ale nagle zaświtało mi w głowie: jest czwarta rano! Na pewno śpi, ty głupcze!
Odwróciłem się i ujrzałem ją przed sobą. Zamarłem. 
 - Co tu robisz? - zapytała delikatnie swoim aksamitnym i przenikliwym głosem.
 - Ja... ja mam do ciebie sprawę. - no masz, czyli teraz nie ma odwrotu...
 - Tak? - wejdźmy do środka, wsztstko mi powiesz - nader spokojna elfka jakby czytała mi w myślach. 
 - Niee, ja tak tylko na chwilkę. Chodzi o ciebie..., o nas. - ta odpowiedź zdecydowanie ją zaciekawiła. 
 - Ah tak... wiesz, też miałam zamiar do ciebie przyjść, ale o w miare normalnej porze. - zaśmiała się cicho i muszę przyznać, że mi też usmiech wskoczył na twarz. 
 - Bo widzisz Finezjo... Ja od dawna to do ciebie czuje, ja..  ja.. - wtedy położyła mi palec na ustach, a po chwili odsunęła go i lekko mrużąc oczy pocałowała mnie delikatnie i czule. 
 - Kocham cię. 
 Oddałem mocno pocałunek, a następnie powiedziałem to samo... Finezja odsunęła się i otworzyła oczy. Widziałem, że ma zamiar cos powiedzieć, ale nie wie jak...

<Finezja, dokończysz?> 

:)

Serdecznie zapraszam do brania udziału w naszym konkursie ;3

Od Lidii "Cztery wartości życia"

Uśmiech jest jak plaster na ranę...
Uścisk jest jak sen po długim dniu...
Śmiech jest jak pęd na koniu galopem...
Przyjaźń jest jak najpiękniejszy kwiat...

Cztery warte życia rzeczy...
Cztery wartości istnienia...
Cztery obowiązkowe ścieżki życia...
Cztery punkty na naszej tkaninie żywota...

Jeśli uśmiech twój koi czyjeś smutki,
Jeśli uścisk Twój jest najlepszym snem,
jeśli śmiech twój bawi wszystkich w około,
A przyjaźń twa jest piękniejsza od czegokolwiek innego...

To wiesz że masz po co być...

Od Davosa do Mandiry "Najszczęśliwszy dzień mojego życia" cd.

A więc Amina jest w ciąży. Naprawdę bardzo się cieszę! 
 - Mandiro, dziękuję - powiedziałem czule, ale szczerze. 
 - Nie ma sprawy, dla mnie to także przyjemna wiadomość - odpowiedziała uśmiechając się. 
Odpowiedziałem uśmiechem i pobiegłem do Aminy, która właśnie czyściła Navierę.Gdy tylko cię odwróciła, pocałowałem ją. Czule, delikatnie, szczere... Zrobiła to samo. Nie wiem ile tak staliśmy, zbliżeni do siebie w uścisku pełnym miłości. W koncu jednak Naviera szturchnęła właścicielkę, że ona była pierwsza w kolejce i że pierw ma dokończyć jej czysczenie a nie się całować. 
 - No okej okej - śmiejąc się wydusiła z siebie. - Idź już, zobaczymy się potem. - na pożegnanie dała mi jeszcze całusa i spowrotem czyściła Navierę z uśmiechem od ucha do ucha...!

Od Enei "Wspomnienie, jak zdobyłam swoją umiejętność zamiany w sowę"

Zanim dotarłam do wioski, sporo przeżyłam dzięki tej rannej sowie. Co prawda nie wiem co się z nią stało, ale co było minęło. Mam nadzieję że wyzdrowiała, gdyż kocham sowy. Błąkałam się po lesie przez jakieś 5 dni. Widziałam sporo rzeczy wartych uwagi, ale najciekawszą była duża śnieżno-biała sowa z piórami zakończonymi czarną końcówką. Wyglądała ona tajemniczo, kiedy z ukrycia obserwowałam ją ona jakimś cudem mnie ujrzała po czym uciekła w popłochu. Postanowiłam że będę ją śledzić. Dotarłam za nią do lodowej góry, co o dziwo, góra była w lesie. Sowa weszła do jaskini która była w lodowej górze. Chciałam za nią pójść ale nie miałam się jak zakamuflować bo nie potrafiłam zmieniać się w żadne zwierzę. Obserwowałam przez dłuższą chwilę jaskinie czy sowa wyjdzie, lecz nie pojawiała się. Postanowiłam podejść bliżej i zobaczyć co się tam dzieje. Podeszłam i ujrzałam gniazdo z młodymi, "ta sowa to pewnie ich matka" pomyślałam. Skradałam się aby przyjrzeć im się nie co bliżej, nie wiem jak ale małe sowy mnie dostrzegły. Matka młodych chciała mnie zaatakować, udrapnęła mnie, wtedy sowa się dziwnie zabłysła i znikła. Wtedy poczułam że mogę się zamienić w identyczną sowę jak tamta, to było wspaniałe uczucie.

Od Mandiry do Davosa "Najszczęśliwszy dzień w moim życiu" cd.

- Oczywiście, ale...Davos nie dał mi dokończyć tylko położył rękę na moim ramieniu poklepał i powiedział:
- Dasz radę, wierzę w Ciebie wiem że to właśnie Ty musisz z nią porozmawiać- i pobiegł.
No super- pomyślałam. Przecież ja nigdy nie byłam w takiej sytuacji, co tu dużo mówić ja nawet dzieci nie lubię. Co prawda odbierałam poród kilku saren, wilczyc, niedźwiedzi, małych myszek, a nawet widziałam jak wykluwają się małe pawie i bażanty, ale elfie dziecko?! To mnie zdecydowanie przerastało. 
Nie wyobrażałam sobie samej rozmowy już nie mówiąc o tym co będzie dalej. No dobra, ale muszę wziąć się w garść i poszukać w końcu Aminy. 
Przeszłam chyba wszystkie tereny: Ścieżkę miłości, a potem Jeziorko młodości, gdy tam też jej nie było pobiegłam na Fiołkową dolinę, ale znalazłam tylko jej jednorożca. Podeszłam do niej, pogłaskałam po grzbiecie i rzekłam:
- Witaj Naviera nie widziałaś Aminy?
-Przykro mi Mandiro, ale dzisiaj jej nie widziałam, nie odwiedziła mnie jeszcze- zarżał jednorożec.
- No cóż w takim razie idę dalej jej szukać. 
Gdzie ona jeszcze może być? Głowiłam się... po prostu pięknie nasza przywódczynie rozpłynęła się akurat wtedy, gdy muszę z nią porozmawiać. I gdy właśnie miałam się poddać, zobaczyłam Aminę spacerującą beztrosko po polanie naszej wioski.
-Amino, Amino cieszę się, że Cię widzę, szukam Cię chyba cały dzień, gdzieś się podziewała?- odparłam zmęczona, ale mimo to uśmiechnięta.
-Byłam cały czas tutaj w wiosce, a czemuż to mnie szukała?
-Musimy porozmawiać o bardzo... bardzo pilnej sprawie- mówiłam niespokojnie. - No więc do rzeczy Amino jesteś w ciąży? 
- A wiec to o to chodzi, czyżby mój kochany Davos Cię o to prosił hihi- śmiała się wesoło.
-No tak jakby, a ja nie jestem zbyt dobra w takich rozmowach i w ogóle- czułam się zakłopotana i wbijałam wzrok w ziemie.
-Spokojnie moja droga wszystko jest w porządku, na razie miałam pierwsze objawy, więc nie ma co się martwić na zapas.
-To dobrze, cieszę się- wysiliłam się na uśmiech. 
-Możesz mu to przekazać i powiedz przy okazji, że bardzo go kocham- odparła z czułością. 
- Oki- rzekłam i poszłam do mojego domku, nie miałam już siły szukać Davosa zrobię to jutro. 
Spałam jak zabita, nic mi się nie śniło i nic nie zakłócało mojego snu. Wstałam wypoczęta i z ochoczą miną poszłam szukać Davosa, czułam, że dzisiaj dopisze mi więcej szczęścia. 

<Davos dokończysz?>

Nowy elf!



Imię: Ryan
Płeć: elf (mężczyzna)
Wiek: 128 lat
Żywioł: ziemia
Moce: Jest jedynym posiadaczem Piasków Czasu, dzięki którym potrafi władać czasem w pełni mocy
Cechy: miły, odważny, romantyczny, wojowniczy, waleczny, uczciwy, pomocny, czasem lekko irytujący swoją szczerością
Nadzwyczajne umiejętności: potrafi władać zwierzętami, które sam tworzy z ziemi i może wzywać byłych bohaterów ludzkich czasu przeszłego
Historia: po stracie rodziny w bitwie o Zamczysko Kruków, odnalazł ślady Raven i przez przypadek trafił do wioski
Rodzina: nie żyje
Jednorożec: Cienistogrzywy
Stanowisko w wiosce/lesie: wojownik
Partner: żywi niesamowite uczucie do Raven
Właściciel: Clawdeen125
Inne: potrafi zamieniać się w wilka i czarno-żołtego kruka:

Nowyt efl!



Imię: Maili
Płeć: elfka (kobieta)
Wiek: 77 lat
Żywioł: woda
Moce: oddycha pod wodą, wszystko związane z wodą
Cechy: sympatyczna, kochająca, uczciwa, miła, wierna, odważna, silna, zwinna, szybka
Nadzwyczajne umiejętności: potrafi uleczyć każdą ranę
Historia: jako jedyne z siostrą ocalały po napaści na wioskę. znalazł je jeden ze strażników
Rodzina: siostra Demetra
Jednorożec: Isavell
Stanowisko w wiosce/lesie: łowca
Partner: poszukuje
Właściciel: paulina13
Inne: potrafi zamieniać się w wilka:

poniedziałek, 22 lipca 2013

Od Davosa "Najszczęśliwszy dzień mojego życia"

 - Mandira! Mandira! - wołałem
Ta przybiegła bardzo szybko, ale nawet nie dyszała. Zapytała tylko krótko:
 - Coś się stało? 
Nie wiedziałem jak to powiedzieć. To było bardzo dziwne...
 - No wiesz.. zdaje mi się... że ... Amina... - długo się jąkałem, czułem rumieńce na policzkach - eh... no zdaje mi się, że Amina jest... jest... jest... w ciąży! 
 - Naprawdę? - wyraźnie zdziwiona elfka zapytała po czym dodała - skąd takie przypuszczenia?
 Opowiedziałem jej o dziwnym zachowaniu partnerki i innych sprawach, które się tego tyczyły. Mandira była wyraźnie przekonana. 
 - Porozmawiaj z Aminą na ten temat, dobrze? - zapytałem zawstydzony.
 - Oczywiście, ale...

<Mandira, dokończysz?>

Od Aminy do Raven "Tajemnice skrywane pod pancerzem" cd.

Gdy usłyszałam opowieść Raven i Ryana byłam wzruszona. To cudownie, że jemu udało się przeżyć i że znów są razem! 
 - Będzie mi bardzo miło gościć cię w naszej wiosce - powiedziałam w stu procentach pewna swojej decyzji.
 - Mnie również p...- zaczął, ale mu przerwałam 
 - Amino, po imieniu proszę - odpowiedziałam ze śmiechem, a nowy przybysz i Raven uśmiechnęli się mimo woli.W tym samym czasie odwiedził nas Davos. 
 - No! Jesteś wreszcie.. Gdzie byłeś?
 - Spacerowałem z Vaccarą. Kim jest ten młodzieniec? - zapytał wyraźnie zdziwiony sylwetką młodego chłopaka przytulającego się z Raven.
 - Nasz nowy mieszkaniec, pozwól, że ci go przedstawię. To Ryan - powiedziałam, a Raven znów z takim samym zapałem i podziwem dla chłopaka opowiedziała całą historię ze wszystkimi szczegółami. Ja natomiast w głębi duszy pomyślałam, że jestem najszczęśliwszym elfem na świecie i wszystko pierwszy raz w życiu układa się po mojej myśli...!

Od Raven cd. "Tajemnice skrywane pod pancerzem"

Gdy tylko ujrzałam, kim jest nieznajomy, zdębiałam. To Ryan ! Ocalał po masakrze z Zamczyska Kruków ! To niesamowite. Podbiegłam do niego i przytuliłam się z całej siły. Było mi rad.
- Ryan, ty przeżyłeś, ocalałeś ! Tak bardzo mi ciebie brakowało, myślałam, że nie żyjesz ! - krzyknęłam z wielkim zdziwieniem.
- Jak widzisz, nie tylko ty potrafisz się bronić. Bardzo mi ciebie brakowało - odpowiedział mój dawny przyjaciel.
- Czy zamierzasz tu zostać ? 
- Przyszedłem po twoich śladach i z tobą zostanę.
- Och, świetnie. Trzeba tylko zapytać Aminy i Davosa. Bez tego ani rusz !

<Amina, dokończysz?>

Od Lidii "W końcu mam dom"

Jestem... W końcu mam dom... Elfy które nie patrzą na mnie jak na dziwoląga... JESTEM W RAJU! Moje życie właśnie obróciło się o 180 stopni. W rodzinnej wiosce miałam rodziców którzy zawsze mówili mi co mam robić i jak powinnam się zachowywać aby nikomu nie wyrządzić krzywdy moim "niezwykłym talentem". Przyjaciół praktycznie nie miałam... Więc opuściłam dom. Błąkałam się po lesie, nie wiedząc gdzie idę i dokąd zmierzam. Jedynym moim zajęciem było obliczanie kolejnych urodzin (w każde urodziny płakałam). Moje życie było bez sensu i zapewne bym się niedługo oddała w ręce ludzie aby mnie zabili, gdyby nie to że spotkałam Meyume... Wtedy nie wiedziałam jeszcze że nasze życie połączy się na zawsze, a ona pomoże odnaleźć mi prawdziwy dom. Pojawiła się w najlepszym momencie ponieważ:
[fragment wspomnień z moich 84 urodzin]
"Nie mam już siły, zaraz mnie dopadną" - myślałam
-Szybciej! Jest tu w pobliżu czuję ją przez skórę!!! - krzyczał ktoś za mną
I w tedy wynurzyli się z gęstwiny... ludzie... oni na koniach ja na nogach
"muszę stać się nie widzialna.... muszę, muszę...." - myślałam intensywnie
-Gdzie ona się podziała!!! - usłyszałam za sobą. 
"A więc się udało!" pomyślałam "tyle, że nie mam już dużo siły zaraz moja wola zacznie słabnąć... Muszę uciekać!" I wbiegłam w gęstwinę drzew która była nieopodal
-Szukajcie tej przeklętej dziewczyny nie mogła uciec daleko! - usłyszałam... Zerknęłam za siebie żeby zobaczyć czy czasem ktoś mnie nie goni, a gdy popatrzyłam się do przodu zobaczyłam że biegnę prosto w kierunku klifu, na którym stoi... jednorożec? "Czy... to jest... jednorożec?" Leśne elfy nie miały jednorożców... ale słyszałam o ich pięknie... A to stworzenie było piękniejsze od najpiękniejszych kwiatów... To musiał być jednorożec. Z wrażenia straciłam panowanie nad sobą poczułam, że znów jestem widoczna, ale mało mnie to obchodziło. Podchodziłam powoli do jednorożca, a on stał i się na mnie wnikliwie patrzył... Pogłaskałam go po łbie... Był bardzo miękki... 
-TU JEST WIDZĘ JĄ!!! -usłyszałam. Szybko wskoczyłam na jednorożca i szepnęłam mu: "szukaj przyjaznych mi elfów" iiiii... popędził przed siebie galopem. Biegliśmy przez 12 miesięcy praktycznie bez przerwy... Wydawało się że żywiliśmy się blaskiem księżyca bo w noce czułam się najedzona, a klacz przyśpieszała! To było bardzo dziwne... 12 miesiąca Meyuma się zatrzymała, a ja... oh... słyszałam elfy! I te elfy były szczęśliwe! Nie było ich duże na moje ucho ok 20, a czułam moce tak różne, że to aż nieprawdopodobne! Powoli zeszłam z mojej klaczy i poszłyśmy do tej wioski... To było piękne! Tyle różnych elfów żyjących ze sobą w harmonii! Zatrzymałam się zdziwiona... 
-prrrr - ponaglił mnie mój jednorożec... 
-Masz racje - powiedziałam -powinniśmy iść - zrobiłam trzy kroki i znów się zatrzymałam a konik popatrzył na mnie pytająco
- Zapomniałam o czymś! Muszę Cię nazwać! - klacz wydawała się zdziwiona
- Już wiem... Będziesz miała imię po mojej najlepszej i jednocześnie jedynej przyjaciółce... Będziesz miała na imię Meyuma - Była w niebo wzięta, skakała po taj górce chyba przez 10 minut aż postanowiła że będzie dobrze iść dalej. Więc poszłyśmy... W wiosce... NIKT NA MNIE PATRZYŁ PODEJRZLIWIE ANI Z POGARDĄ! Wszyscy się uśmiechali i witali mnie. Z lekkim strachem zapytałam się jakiejś młodej elfiki gdzie mogę znaleźć przywódcę. Odpowiedziała:
-Choć zaprowadzę cię! - szłyśmy tak a ona nagle powiedziała 
-Jestem Eller... A ty jak masz na imię?
-Ilidia - odpowiedziałam
-Hym... ciekawe... A jaką masz moc? Ja mam umysł i zmianę.
-Masz umysł! -kszyknełam
-tak, a co?
- Nie nic tylko myślałam że to tylko ja jestem nie normalna...
-Heh, jednak nie.... jesteśmy...


<Eller dokończysz?>

Od Raven do Finezji cd. "Wciąż w nieznane"

Byłyśmy już po wstępnej rozmowie z Aminą i Davosem. Oczywiście elfy przyjęły Finezję bez najmniejszego problemu, a wręcz z ogromnym entuzjazmem, a ona sama była uradowana tym ciągiem zdarzeń. Finezja, nieco onieśmielona nie pytała o większość ważnych rzeczy, więc sama zaproponowałam jej oprowadzenie po wiosce i po terenach, do których zastrzegamy sobie prawa. Pokazałam jej Wodospad Tartaru, Skały Wiecznego Snu i ogólnie wszystkie miejsca, które starała się oglądać z wielkim skupieniem. Na sam koniec zabrałyśmy jednorożce i pojechałyśmy w pewne miejsce. Finezja nie miała pojęcia dokąd jedziemy, lecz podążała za mną wiernie wraz ze swoim jednorożcem. Magma wiedziała dokąd zmierzamy, a za cel wybrałam sobie Pagórki Wolności. Pomyślałam, że w tamtym miejscu dziewczyna zrelaksuje się troszkę po całym dniu wrażeń. Gdy tylko dotarłyśmy na sam skraj jednego z pagórków, Finezja zaczęła śmiać się sama do siebie. Więc ją spytałam:
- Jak ci się podobają nasze Pagórki Wolności, hmm ?
- Są niesamowite. Czuję się tutaj taka wolna, a krajobrazy przewyższają moje najśmielsze oczekiwania ! Jest cudownie ! - odpowiedziała z wielką radością.
- No to na co czekasz ? Jedź ! Nie martw się, nie zgubisz się - twój jednorożec zna te tereny i przywiezie cię tutaj z powrotem, gdy tylko go o to poprosisz. My z Magmą tu zaczekamy na ciebie, tylko wróć przed zachodem - chcę ci coś jeszcze pokazać.
I odjechała ze śmiechem, a my z Magmą zostałyśmy całkiem same. W tym momencie poczułam, że w końcu może być tak, jak dawniej. Wtedy, gdy miałam prawdziwych przyjaciół. Jednak moja ciemna strona dawała o sobie znać zbyt mocno ...
Po niecałej godzinie Finezja była w siódmym niebie po przejażdżce wśród tych pięknych krajobrazów. Wróciła do mnie i do Magmy, a my z wielką prędkością pogalopowałyśmy na sam skraj terenu z pagórkami i wdrapałyśmy się na sam szczyt największej góry, zostawiając niezdolne rumaki do wspinaczki na dole. Z jej szczytu widać było wielki pustynny teren, czyli Kaniony Zagłady. Nad nimi zachodziło ogromne, lśniące słońce, rozmazujące niebo i tworzący przepiękny krajobraz. Legenda głosiła, że po przejściu ów kanionów czeka raj, którego nikt jeszcze nie widział, ponieważ nikt nie przeżył podróży.
Po tym wydarzeniu powróciłyśmy do wioski, a Finezja udała się do swojej chatki, dziękując mi za wspaniały dzień.

Od Sentisa "Przeznaczenie"

Spacerowałem ze swoim mieczem po różnych miejscach. Chodziłem i rozmyślałem. Po strasznie długiej i nudnej podróży postanowiłem zmienić się w smoka. Latałem nad górami i dolinami, aż doleciałem do miejsca zwanego Ścieżką Miłości. Dostrzegłem płomienie. Podleciałem trochę bliżej. W kręgu ognia ujrzałem czarnego tygrysa ze złotymi oczami. Nie wiedziałem, czy to był jego kolor oczu, czy też odcień płomieni. Nie zastanawiałem się nad tym, wiedziałem że muszę uratować tygrysa. Nigdy jeszcze nie widziałem czarnego tygrysa, musiał być wyjątkowy. Zleciałem na dół jako smok i jednym ruchem łapy zgasiłem wszystkie płomienie. Tygrys popatrzał się na mnie i podszedł bliżej. Teraz widziałem że naprawdę ma złote oczy. Nigdy takich nie widziałem. Nagle tygrys zmienił się w... piękną elfkę. Podeszła do mnie, uśmiechnęła się i pocałowała mnie w smoczy pysk.
-Dziękuję Ci...-wyszeptała. Zmieniłem się w elfa.
-To zaszczyt uratować tak piękną elfkę jak Ty...
-Ty... Ty, jesteś elfem?-jąkała się elfka.
-We własnej osobie.-ukłoniłem się.-Jak cię zwą?
-Deschen...-powiedziała cicho.
-Jestem Sentis.-uniosłem dłoń Deschen i pocałowałem ją. Deschen lekko się zarumieniła. Uśmiechnąłem się lekko.
-Jak znalazłaś się w tych płomieniach?
-Spacerowałam w burzy i nagle piorun uderzył w drzewo, ono się przewróciło i przeniosło ogień dalej... Masz moc ognia? Widziałam jak za jednym zamachem pozbyłeś się płomieni...
-Tak, panuję nad ogniem, mam jeszcze inne moce, lecz ciekaw jestem Twoich.
-Moje moce to... ziemia i natura.
-Delikatne...
-Nie jak ktoś Cię walnie głazem w twarz.-zaśmiała się. Uświadomiłem sobie że zaczęło mi się robić gorąco. Też się zaśmiałem.
-Czy zechciałabyś pójść ze mną na mały spacer po tej ścieżce?
-Z chęcią.-powiedziała przyjacielsko Deschen. 
Wiedziałem, że ta elfka jest mi przeznaczona. Wiedziałem to od razu gdy się przemieniła. Raczej nie wykazuje romantyzmu, ale może wkrótce to się zmieni. Wziąłem ją pod rękę i razem spacerowaliśmy...