Ćwiczyłyśmy z Jemerą bojowe kroki, gdy usłyszałam czyjeś kroki za sobą. To moja przyjaciółka, Luisiana.
Nie odzywała się. O co mogło chodzić?
- Powiesz coś? - odezwałam się pierwsza.
Wskazała ręką bym szła za nią.
Długo tak można iść?
Wieki.
O matko..
Szybciej!
Jesteśmy. I co? Domek Aminy.
Serio? Krążyłyśmy wszędzie żeby dojść tu?
Luisiana pokazała, żebym weszła. Jak ja nie lubię takich tajemniczych zdarzeń.
No ale dobra. Zapukałam i otworzyłam drzwi. Amina stała przy największym oknie i uśmiechała się widząc, jak jej Naviera bawi się z jeżem.
- Witaj, Hedoro. Usiądziesz?
- Cześć, yyy.. to znaczy witaj Amino.
- Nie przejmuj się takimi drobnostkami jak powitanie, kochana. Jesteś tu w ważniejszej sprawie.
Muszę przyznać, twarz mi trochę ... zbladła?
- Czy.. ja coś zrobiłam? - zapytałam niepewnie.
- Nie nie - zaśmiała się przyjacielsko. - Wszystko dobrze, ale koniecznie musisz kogoś poznać.
Wyszłyśmy na dwór. Luisiany nie było. Za to stał tam.... Seleythen?
Uśmiechnęłam się. O mój Boże...
- Seleythen! - podbiegłam do niego i rzuciłam mu się na ramiona. - No nie wierzę! Co tu robisz?
- No powiedzmy, że Luisiana mnie zaprosiła. - uśmiechnął się tym swoim takim słodkim, szyderczym uśmieszkiem. Jak ja to kocham..
Może zacznijmy od tego kim on jest. Moim najlepszym przyjacielem z dzieciństwa. W wieku nastoletnim był nawet chłopakiem..., ale musiałam wyjechać. To wszystko zepsuło. Więc nawet nie wiecie jak się cieszę, że on tu jest!
CDN!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz