sobota, 19 października 2013

Od Amersau do Archibalda i innych towarzyszy "Szpiegowska podróż życia" cd.

Miasto. Nie byłam w takim od….kiedy ostatnio w ogóle była w tak „cywilizowanym” miejscu? Ze swoich wcześniejszych podróży pamiętałam tylko krótkie postoje, które dotyczyły kolejnych misji, czy dokupienia prowiantu. Starałam się jednak wtedy nie zatrzymywać dużej, niż było to konieczne. Teraz zaś wjechali za mury miasteczka i wręcz uderzył ją gwar, i jakaś dziwna mdląca duchota, która bynajmniej nie poprawiała jej, i tak nadwyrężonego humoru. Wjechali tutaj późnym wieczorem, ale mimo to, miasteczko wydawało się nadal tętnić życiem. Eller i Lidia z zaciekawieniem przyglądały się mijającym postaciom ni to z rozbawieniem, ni z kpiną, czasem może z delikatną dozą podziwu. A i one same przyciągały spojrzenia. Jakkolwiek miała różne zdania na ich temat, ale nikt nie mógłby zaprzeczyć, że były z nich piękne istotki…nawet jeśli musiały zakładać tak idiotyczne stroje. Zastanawiałam się tylko…kto realnie weźmie nas za osoby spokrewnione. Ja – rudzielec jakich mało, Eller z kruczoczarnymi włosami i Lidia z niemal białą jak śnieg fryzurą…Chyba tylko pod względem ciętego języka, były do siebie podobne.
Spojrzałam mimochodem na Archibalda, który wyraźnie swobodniej czuł się w takim miejscu. Jakoś tak dziwnie się wyprostował, jakby chciał „zaznaczyć” mijającym elfom swoją wartość. Był czegoś niepewny? Czy jej się zdawało?.
W całej tej nieszczęsnej sytuacji plusem jednak było to, że w końcu prześpi się w łóżku i normalnie wykąpie…bo choć uwielbiała naturę, to wizyty w przeraźliwie zimnych jeziorach i strumieniach mogą się znudzić każdemu. 
Archibald poprowadził nas do jednej z karczm, w której wynajęliśmy pokój…oczywiście elf zdawał sobie sprawę, że go w progi tego pokoju nie wpuścimy…choć, po dłuższym zastanowieniu, byłabym skłonna zamienić się z nim miejscami. Pokój, w którym się znalazłyśmy nie należał do najlepszych, ale można go było zaliczyć do wygodnych. Niestety jak się okazało, znajdowały się w nim tylko dwa łóżka…jedno dwuosobowe, a drugie pojedyncze…i tego było za wiele. Żadna z nas nie miała zamiaru dzielić „bliższej” przestrzeni, z którąkolwiek z elfek. I nie chodziło nawet o to, że się nie lubiłyśmy…bo mimo wszystko, dało rade to przełknąć, ale zwyczajnie irytował fakt, że po podróży, trzeba nam cisnąć się na jednym łóżku…nawet, jeśli karczmarz uważał nas za rodzinę.
- Ja nie mam zamiaru znajdować się na tym podwójnym…w końcu jesteście siostrami, to się jakoś dogadacie, prawda? – rzuciłam, stając od razu obok pojedynczego posłania przy oknie.
- Nie ma mowy! To Ty będziesz sobie wygodnie odsypiała podróż, a my mamy się tam męczyć? – Lidia nastroszyła się, jakbym rzuciła w nią jakimś przekleństwem.
- I nie zasłaniaj się swoim „matkowaniem”…bo skoro z własną „córką” tak się nie dogadujesz, to może nocka obok Lidii doprowadziłaby do pogodzenia? – zgryźliwość i rozbawienie w tonie głosu Eller wcale nie łagodziło kłótni.
- Wiecie co?...to ja wolę spać na podłodze… – chwilowo miałam dosyć, więc odwróciłam się na pięcie i trzasnęłam na odchodne drzwiami. Szurając swoją „piękną” purpurą sukni zeszłam do stajni z nadzieją, że oporządzenie Eintore nieco złagodzi moją frustrację. Jakoś, wśród wszystkich „żywych” istot, tylko jej rogata przyjaciółka potrafiła nawet swoim milczeniem ją uspokoić….no chyba, że znalazła kogoś, na kim wylewała pokłady goryczy…albo drzewo...albo kamień…tak…cokolwiek, co bez sprzeciwu i w milczeniu, bądź z jeszcze większym oburzeniem obdarowywało ją wiązanką poprawnej niskoslamsowej mowy. Wyobraźnia podbudowała ją nieco, ale nawet tych kilku służących schodziło jej z drogi bez sprzeciwu. Do stajni weszła więc w milczeniu i od razu dostrzegła postać stojącą obok znanego jej jednorożca – Lascara. Archibald widać wpadł na ten sam doskonały pomysł co ona i zamiast wdawać się w kolejne bezsensowne kłótnie, odprężał się w towarzystwie swego wierzchowca. Pretensjonalnie zignorowałam jego obecność i skupiłam się na rozczesywaniu grzywy Eintore, która przyjęła ów gest z wdzięcznością. Choć słów mi się trochę cisnęło na usta, to zmusiłam się do milczenia. Nawet nie wiedziałam dokładnie dlaczego. Może byłam zmęczona? Z zamyślenia wybiły mnie słowa Archibalda.
- W Silliornie spędzimy zapewne co najmniej pięć dni, więc jutro przed wyruszeniem pójdziemy zakupić wam inne ubrania godne dobrze urodzonych osób .
Odwróciłam się już nie wiem po raz który poirytowana.
- Oczekujesz, że będę nosić kolejne takie stroje? Podczas gdy ty chodzisz w tym czym zapragniesz?
- Spokojnie, te były brane na oko, jutro domierzysz sobie dokładniej i będą wygodniejsze. Poza tym ja sam również nie mogę pokazać się w zakurzonym stroju, miej więc satysfakcję, że do domu mojej rodziny wjadę ubrany w wymyślną koszulkę z absurdalnym żabotem i mankietami.
Miałam ochotę go udusić, ale głupim byłoby tracić teraz przewodnika…no i czasami jednak zamiast irytować, w pięknym złośliwym stylu rozładowywał jej skumulowany gniew. No...i chyba zabawnie będzie go zobaczyć w przedstawionym przed chwila stroju. Zdecydowanie pokrzepiająca wizja. Odetchnęłam.
- A więc... Dawno nie odwiedzałeś rodziny? – pytanie nasunęło mi się szybko, chyba za szybko...
- Trochę już czasu minęło. Jakieś czterdzieści lat.
- I nigdy nie dowiadywałeś się co się z nimi dzieje? Aż do teraz?
Archibald zamyślił się, może ważył słowa? Wiedziała, że tak jak ona, nie należał do osób, które dzielą się swoimi doświadczeniami. Jednak czasem, jakieś skrawki informacji wychodzą na „powierzchnię”.
- Kiedyś parę razy wysyłałem do nich listy, czasem otrzymywałem odpowiedzi, ale od parunastu lat raczej żyję sam. A co? Jakiś wywiad?
No tak...i weź tu elfie bądź miły...no…przynajmniej próbowałam. Zdecydowanie lepiej mi wychodzą utarczki słowne, niż rodzinne plotki.
- Tylko zwykłe uprzejme pytanie. Niektórzy bywają czasem uprzejmi.
Na twarzy elfa pojawił się wyraz zdecydowanego zdziwienia. Ha! Tak panie elfie, nawet taka złośliwa istota jak ja, potrafi szarpnąć się na…chwilę słabości…i zapomnieć o swojej manii sarkazmu.
- Wybacz, ale należę do tej garstki ludzi, którzy starają się zrazić innych każdym słowem. Może więc ty się trochę zdradzisz? Jakiś ojciec? Matka?
Parsknęłam w tym momencie śmiechem. Na twarzy elfa pojawił się wyraz jeszcze większego zdziwienia i oczywiście irytacji.
- Jeśli rzekłem coś tak zabawnego, to podziel się proszę, bym i ja mógł się nacieszyć radością uśmiechu…
Spojrzałam na niego nadal wykrzywiając twarz, po czym przybrałam ton nauczyciela.
- Nie wiem, czy zdaje sobie pan sprawę, że nasz świat tak właśnie jest zbudowany…że każda żywa istota posiada swoich rodzicieli...nieprawdaż? W związku z tym, wydaje się być całkowicie logicznym, że nawet i ja takowych posiadam? – Archibald chciał coś wtrącić, ale ciągnęłam dalej, nic nie robiąc sobie z jego „zabiegów”. Tym razem jednak ton mojego głosu zmienił się. Odwróciłam się do Eintore, która lekko skubała mnie w ramię.
- Gwoli ujaśnienia…w moim wypadku…jest ojciec, jest brat i była matka. 
- Była? …
- No była.
- Już jej nie ma?
- Nie ma – powtórzyłam machinalnie, jak echo.
- Coś jej się stało? – odwróciłam się słysząc te pytanie. Skąd u niego ta nagła wścibskość? W spojrzeniu jednak nie dostrzegłam ani krzty kpiny.
- Wiesz, elfom zdarza się umierać prawda? Nie widzę w tym fakcie nic nadzwyczajnego…z tego co wiem, u nas w wiosce znajduje się trochę osób całkowicie bez rodziny, więc nie jestem wśród strasznie pokrzywdzonych przez los… - słowa jednak mówiłam z nutą goryczy, której chyba nie umiałam ukryć.
Elf jakimś cudem nie skomentował mojego nagłego zwierzenia i tylko mruknął coś niezrozumiale. Zapadła drażniąca cisza, dlatego pokręciłam głową, nakleiłam sobie uśmiech numer „7” i z wyolbrzymioną wesołością ruszyłam znowu na górę, rzucając jeszcze przez ramię:
- Idę zająć swój kawałek podłogi…
Archibald odwzajemnił ten sam co zwykle, uprzejmy uśmiech, wstał i skierował się do wyjścia, w druga stronę niż ja. Wzruszyłam ramionami. Nie sądziłam, by o tej porze wybierał się na spacer, ale kto by go tam wiedział?
W pokoju zastałam już śpiące elfki. Oczywiście każda na jednym łóżku…sama się o to prosiłam, ale oczywiście i tak byłam zła. Litościwie rzuciły mi kilka przydatnych elementów, bo znalazłam na podłodze materac i koc. „Ah, kochane córeczki…” pomyślałam i ułożyłam się do niespokojnego snu.
Obudziło mnie szarpnięcie za ramię.
- Pani Matko...Pani Matko, zbudź się, już świta! – głos przepełniony fałszywą uprzejmością należał do Lidii. Potem usłyszałam zaspane parskanie śmiechu u Eller. 
Podniosłam się z mego posłania i na powitanie spiorunowałam jasnowłosą elfkę nieprzyjemnym spojrzeniem, potem jednak uśmiechnęłam się.
- Kochana moja…dzięki Ci, żeś swoją rodzicielkę przywróciła do światłości…a teraz łaskawie usuń się z widoku, bo jeszczem skłonna do przesunięcia Cię siłą… Oczy zajarzyły mi się ognikami i Lidia odskoczyła gwałtownie.
- Chyba nie jesteś aż tak głupia, aby tutaj cokolwiek podpalać?
- Cokolwiek – nie, ale Ciebie – tak, jeśli wyprowadzisz swoją kochaną matkę z równowagi….
- Przypomnij sobie, że nie jesteśmy tutaj dla przyjemności…- rzuciła elfka, po czym podeszła do „swojego” łóżka. Chciałam oczywiście jej odpyskować, ale uniosła rękę uciszając mnie…”a to smarkula…”
- Lepiej chodźmy poszukać sobie nowych sukien – rzuciła, a ręką wskazywała na okno i Eller, która z zainteresowaniem przyglądała się czemuś. Wstałam i tez zbliżyłam się do elfek. 
Za oknem krajobraz jakich wiele, budzące się do „życia” miasteczko, nawołujący sklepikarze, biegające dzieci i kolorowe postacie spieszących się elfów, a wśród przechodzących rozpoznała Archibalda w towarzystwie jasnowłosego jegomościa, strojnie ubranego. O co znowu chodziło?
Chwilę później usłyszałyśmy pukanie do drzwi. Stał w nich oczywiście pan Kaan i widziany wcześniej, nieco fircykowaty elf. W tym momencie każda z nas miała ochotę parsknąć, bo ufryzowana grzywka nowego towarszysza, była niecodziennie zaokrąglona i błyszcząca. 
Standardowo, to Eller pierwsza się ogarnęła.
- Tak? Co panów do nas sprowadza? – uśmiechała się przy tym uprzejmie, a po wcześniejszych emocjach nie było nawet śladu.

<No to masz swoją kolej Eller :)> 

7 komentarzy:

  1. A, dziękować :D Kontynuację wyślę jutro :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że doceniasz wysiłki swej rodzicielki, moja kochana...:P Niedługo będziesz mogła się zrewanżować, jak już Eller skróci nasze męczarnie oczekiwania:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, przeczytałam opowiadanie 25 minut po wstawieniu, odpowiedź wysłałam dwie godziny później :D Czekamy nei na część, tylko na wstawienie xD

      Usuń
  4. No to się poprawiam moja droga...czekamy, aż szefowa skróci nasze męczarnie oczekiwania:P

    OdpowiedzUsuń