środa, 23 października 2013

Od Eller do Amersau i pozostałych "Szpiegowska podróż życia" cd.

Kiedy nasza droga „Pani Matka” wyszła, wymieniłyśmy z Lidią ponure spojrzenia. Opadłam bez gracji damy na większe łóżko z jękiem. 
- Nie wiem jak ty, ale ja już nie wstanę – powiedziałam, kopniakami zdejmując pantofle. – Boże, jak ja nie znoszę takich butów…
Lidia uśmiechnęła się niewesoło. 
- A więc śpisz z Amersau, zrób jej miejsce.
Uniosłam brew.
- Czy ona czasem nie zaproponowała, że przenocuje na podłodze? 
Jasnowłosa elfka bezceremonialnie wyciągnęła z komody parę koców, przy czym udzielił jej się mój złośliwy uśmieszek.
- Racja – powiedziała.
Dorzuciłam do tego poduszkę, a potem zdmuchnęłam świecę na szafce nocnej. 

- Droga siostro, wstawaj! – zaćwierkała Lidia nad moim uchem. Spałam dalej uparcie i wyniośle, ostentacyjnie przekręcając się do niej plecami.
Bezlitośnie ściągnęła ze mnie kołdrę, na co ja tylko skuliłam się i nakryłam głowę poduszką.
- Głupia, zimno…. – jęknęłam cierpiętniczo, ale Lidia odezwała się tym razem nie do mnie. 
- Pani Matko… Pani Matko, zbudź się, już świta! 
Zachichotałam, unosząc się na łokciach. Amersau – zaspana, z podkrążonymi oczami i potarganymi włosami- wyglądała jak chodzące (a ściślej biorąc śpiące) nieszczęście. Prawdą chyba jest, że złość piękności szkodzi. Obdarzyła nas wściekłym spojrzeniem, jakby słyszała moje myśli. 
- Kochana moja… - rzuciła do Lidii z przesłodkim uśmieszkiem. – Dzięki ci, żeś swoją rodzicielkę przywróciła do światłości… a teraz łaskawie usuń się z widoku, bo jeszczem skłonna do przesunięcia cie siłą…
W tej chwili wypadłam z wątku kłótni, grzebiąc w mojej torbie podróżniczej. 
- Żadna chyba rodzina nie skacze sobie do gardeł tak, jak my,… - mruknęłam do siebie. Wciągnęłam znów zieloną suknię, równie znienawidzone pantofle i zaczęłam z zamyśleniem czesać włosy, przyglądając się wieży ratuszowej, górującej nad domkami miasteczka, powoli budzącego się do życia. Nie byłam wrażliwą istotką, wzdychającą na widok jakichś tam widoczków, ale dosnałam pewnego deja vu. To miejsce przypominało mi inne, bardzo dobrze znane… 
Rozległo się pukanie do drzwi, a po chwili przeszedł przez nie nasz „ochroniarz” i elf z godną politowania fryzurą. 
- Tak? Co panów do nas sprowadza? – spytałam, gdy moje towarzyszki w myślach zapewne wyśmiewały przylizany fryz nieznajomego. 
- Drogie panie – Archibald kiwnął głową. – Oto Fidero, miejscowy tłumacz i przewodnik. 
Zanim opanowałam mimikę, uniosłam z kpiącym wyrazem twarzy brew. 
- A po cóż nam przewodnik, drogi Archibaldzie? – spytała Amersau, która widocznie zaniechała prób morderstwa jasnowłosej córki. 
- Miasto jest bardziej zaplątane i skomplikowane,n iż wam się zdaje, drogie panie – wtrącił się Fidero. Ach, ciągle tylko „Pani Matko”, „kochana siostro” „drogie panie” i „zacny Archibaldzie”! Kręci się od tego w głowie! – A godne uwagi, dystyngowane kramy szwalnicze znajdują się na obrzeżach miasta. Pan Kaan mówi, że takich właśnie szukacie. 
- Więc jak? – spytał Archibald. Nie czekając na odpowiedź, odwrócił się i oznajmił, że czeka ze śniadaniem na dole, w karczmie. W myślach już poczułam aromatyczny, pobudzający zapach kawy…

Suknia była granatowa. Owszem, o bardziej wymyślnym kroju niż poprzednia, z białymi akcentami, szerszą spódnicą, nakładającymi się na siebie warstwami aksamitu i koronką. 
- Czy to są… bufony? – spytałam z niesmakiem.
- Ależ moja droga! – Oburzyła się Amersau, dając mi wyraźny znak, że tak może wysławiać się wojowniczka, ale nie kupiecka córka. Ale cóż miałam poradzić? Ta suknia po prostu mnie odpychała. Może i była ładna, ale zbyt brokatowa i świecąca, szeleszcząca i szeroka. 
Amersau i Lidii łatwo było mówić. Ich suknie były smukłe i długie, lekko tylko rozszerzone, z odpowiednią ilością dodatków. A ja będę wyglądać jak chodząca ozdoba świąteczna. 
- Będzie zbyt rzucać się w oczy – powiedziała cicho Lidia, na co Amersau skinęła głową. 
W końcu po jeszcze paru przymiarkach wyszliśmy z dusznej, zapchanej tkaninami i modelami pracowni –moja „siostra” w kobaltowej z ciemniejszymi wstawkami, a „droga rodzicielka” w butelkowo zielonej, o wiele bardziej pasującej do jej szczekająco rudych włosów, niż poprzednia, purpurowa. Dla mnie strój został jedynie zamówiony – z tej samej granatowej tkaniny i koronki, ale bez bufonów i tak szerokiej spódnicy. Czułabym się niezręcznie w mojej starej sukni, lekko zajeżdżonej i o brzydszym kolorze, gdyby nie towarzystwo Archibalda. Ilością brokatu i błysku pobił nas wszystkie, a ilekroć patrzyłam na jego żaboty i broszki, z trudem hamowałam śmiech. 
Fidero nie odpuścił nam jednak tak łatwo i nasza droga powrotna była o wiele bardziej okrężna, niż planowaliśmy, bo, jak mówił, „nie można odpuścić sobie zobaczenia tych wspaniałych zabytków”. Wróciliśmy więc zmęczeni i znudzeni, o porze późniejszej, niż chcieliśmy. Ze złośliwą satysfakcją zauważyłam, że nasza droga rodzicielka miała na sobie nowe buty na obcasie, które przeklinała wielokrotnie, gdy utykały jej między kocimi łbami.
By odpędzić od siebie nudę i nostalgię przymusowej wycieczki, postanowiliśmy nie zamawiać posiłku do pokoju, tylko zejść na dół, do karczmy. I to okazało się błędem. 

<< Wybaczcie mi słabą jakość, ale jakoś tak mi wyszło… Kto następny? Lidia? >>

15 komentarzy:

  1. Tak teraz moja kolej :3 No to biorę się do pracy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No to pisaj kochana córeczko...:P No i zastanawiam się, czy z racji zawirowań kolejkowych, teraz do Archibalda pisz (bo żem zaszalała i się wbiłam w kolejkę wcześniej...). I choć "mówię", a raczej piszę to z bólem..ale zgoda?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba moja kolej właśnie powinna przepaść, za pójście na łatwiznę i zepsucie kolejki :D

      Usuń
  3. Nieee....najwięcej przyjemności miałam ja, 2 razy pisałam, więc leci do Ciebie:P

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobra, nie róbmy zamieszania. Trzymamjmy się starej kolejki, bo będzie jeszcze większy bałagan, a nikt nie chciałby opuszczać kolejek, nie próbujcie zaprzeczać :P

    OdpowiedzUsuń
  5. No wiecie...ja tam nie pogardzę dodatkowym pisaniem:) Chce jednak być wobec wsiech uczciwa:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja piszę i koniec. Dość już mącenia kolejki. A po za tym właśnie złapałam wenę i nie chciałabym aby się zmarnowała, jeszcze dziś wyślę do Aminy opowiadanie ;)
    Lidia

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie moja droga, ta rozmowa dotyczyła kolejki po Tobie, a nie zamiast Ciebie:)

    OdpowiedzUsuń
  8. nie ważne :P To dam wam się dogadać a wy tam zrobicie jak będziecie uważać za słuszne ;) A w ogóle przepraszam że jeszcze nie ma tego opowiadania ale jak już napisałam całe to mi się przeglądarka zamknęła.... Więc spróbuje to dzisiaj otworzyć a jak nie to naskrobie coś nowego :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, jak ja uwielbiam tą złośliwość rzeczy martwych :D "Ooo, czy to jest idealne i gotowe do wysłania opowiadanie? To chyba odpowiedni czas na bluescreen!" .-.

      Usuń
    2. Właśnie -,- Troszkę się po tym zdenerwowałam (delikatnie mówiąc :P) I stwierdziłam, że nie dam rady drugi raz tego napisać... no ale już wysłałam opowiadanie niedługo powinno się pojawić ;)

      Usuń
  9. Właśnie dlatego...najpierw piszę w zwyczajnym wordzie i co chwilkę zapisuję:P Polecam...choć wiem, że wtedy zupełnie inne "złośliwości" doskwierają w naszej rzeczywistości:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hę? Nie rozumiem, jakie złośliwości?

      Usuń
    2. No tak, też tak zwykle robię lecz teraz nie pracuje na swoim komputerze więc nie mogę sobie tak po prostu zapisywać czego chce ;_;

      Usuń
  10. Owe złośliwości dotyczą otaczającego nas świata...przykładowo wspominana już wcześniej herbata i klawiatura...czasem kot, który wynajdzie Ci nowe skróty klawiszowe o którym się filozofom i informatykom nie śniło...no i wieeeeele innych:P

    OdpowiedzUsuń