Ta historia zacznie się po prostu, od tak.
Wracałam z wojny. Całe moje plemię poległo. Przyjaciele, znajomi, i rodzina, która mi została. Mnie jednej udało się uciec. Razem z moim jednorożcem. Szłam dwa dni, aż zdecydowałam, że znajdę najbliższe plemię i zostanę tam. Galopowałam na jednorożcu. Gdy już widziałam wesołe elfickie zabawy, już widziałam wspaniałą wioskę, mój przyjaciel padł. Byłam do niego, a raczej jej, bardzo przywiązana. Od dziecka z nią przebywałam. Już miałam sama zakończyć swój żywot, aż ona mnie zatrzymała.
- Weź to...- powiedziała ostatkiem sił jednorożec.
Wtem zniknęła, a na jej miejscu pojawił się wisiorek. Magiczna łza, która przymocowana była misternie wykończonym, maleńkim kawałkiem srebra. Założyłam go. Pobiegłam co sił w nogach do wioski. Prace jeszcze tam trwały, ale było pięknie. Pięknie, po prostu. Podeszłam do przywódczyni. Od razu można było ją rozpoznać. Ciemnokasztanowe włosy, niebieska, zwiewna suknia. Podeszłam. Już miałam wydobyć z siebie głos, aż ona pierwsza się odezwała.
- Chcesz dołączyć do wioski, zgadłam?- powiedziała z uśmiechem na twarzy.
- Bardzo- odpowiedziałam i wysiliłam się na uśmiech.
Wtem podszedł do mnie przywódca. Też od razu go rozpoznałam. Kazali mi wejść na wysoki kamień. Ogłosili, że jestem w tym plemieniu.
- A teraz chodź, wybierzesz sobie jednorożca.- powiedziała przywódczyni.
Zabrała mnie na Fiołkową Dolinę. Widząc jednorożce uśmiechnęłam się. Od razu zauważyłam jego. Wysoki, potężny. Podeszłam do niego.
- On ma na imię Kovu. Ma 11 lat- powiedziała przywódczyni.
- Chcę jego- odezwałam się z uśmiechem na twarzy.
- Przejedziemy się?- zaproponowała mi towarzyszka.
- Bardzo chętnie.
Wolałam nie zdradzać jeszcze swoich mocy. Właściwie nie wiem, czy tu zostanę.
Ruszyłyśmy powoli. Kovu jechał baaaardzo spokojnie. Polubiłam go.
- Ładną macie wioskę- zagadałam.
- Mała trochę. Dopiero zaczynamy- odpowiedziała.
- A właściwie, jak masz na imię i ile masz lat?- kontynuowała.
- Mam na imię Rose. 115 lat.- odpowiedziałam prawie obojętnie.
Wróciłyśmy do wioski. Położyłam się na mchu, a Kovu sam pognał do Doliny Fiołków, czy jakoś tak. Wszyscy już zasnęli, tylko nie ja. Nie mogłam zasnąć. Postanowiłam, że pójdę poćwiczyć strzelanie z łuku. To moje hobby i pasja. Szukałam miejsca idealnego.
- Żeby były same drzewa....- pomyślałam.
Szłam, aż znalazłam.
- Las Jednorożców...- pomyślałam.
Założyłam strzałę na cięciwę. Już miałam strzelić w drzewo, aż nagle coś poruszyło się, daleko. Zdziwiłam się. Czyżbym nie była sama? Wymierzyłam strzałę w tego kogoś. Już miałam strzelić, aż nagle pomyślałam:
- Pewnie to ktoś z plemienia.
Szedł powoli, delikatnie kuśtykając. Widać było, że jest wysoki i dobrze zbudowany. I co gorsza- uzbrojony. Niech to szlag! Ja sama, w lesie, tylko z łukiem i kilkoma strzałami i on, też sam, ale dobrze uzbrojony. Podeszłam bliżej. Różnica wzrostu była piorunująca. Ja sama do najniższych nie należałam, ale on tak ze dwadzieścia centymetrów większy był.
- Czego tutaj szukasz?- zapytał mnie.
- O to samo mogłabym zapytać ciebie- odpowiedziałam ironicznie.
- Te tereny należą do Elfów Z Lasu Jednorożców.- powiedział.
- No właśnie. Ja należę do tego plemienia.
Wtem podbiegł do mnie mój jednorożec.
- Strasznej nocy.- pożegnałam go.
Kovu cicho powiedział
- Kastiel. Zawsze taki jest.
On nie wiedział że go rozumiem.
Wróciłam do wioski. Zasnęłam...
<Kas, dokończysz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz