Odkąd wszedłem do środka dziewczyna cały czas przeszywała mnie wzrokiem. Tylko po co? Przecież tym niczego się nie dowie, niczego nie osiągnie...Mam rację?
-Rose.-przedstawiła się.-Czy teraz możesz łaskawie stąd wyjść?
Cóż za milutki charakterek. Nie wiem czemu, ale chyba zauważam między nami podobieństwo...drobne, prawie niewidoczne. Tak małe, że jakby przymknąć jedno oko, można by było go nie dojrzeć, jednak mimo wszystko jest gdzieś...zdecydowanie głęboko.
Nie miałem zamiaru stąd wychodzić, a przynajmniej nie w tej chwili. Puki co nie mam niczego lepszego do roboty, a ona wydaje się...hmm...interesująca. Będę tu siedział, a raczej "podpierał ścianę" dopóki sama mnie nie wywali. Przy okazji sprawdzę granice jej cierpliwości.
Z zewnątrz zaczął dobiegać dziwny hałas. Jego źródłem były dwa jednorożce. Biały, jeśli dobrze pamiętam, to należy do Rose, na imię ma...Kovu...chyba. No i oczywiście Brego, bo jak rzesz by inaczej -.- Chyba doszło między nimi do małej...końskiej sprzeczki? Nie wiem, ale Brego nie był zadowolony. Patrzył krzywo na swego rówieśnika, co jakiś czas tupiąc o ziemię. Uszy położone miał tak nisko, że prawie na równi z szyją...
Rose podbiegła do swojego jednorożca, chwyciła za grzywę i usiłowała uspokoić. Najwyraźniej jej się to udało.
-Kovu, co ty wyprawiasz?-zwróciła się do niego.
Po co ona do niego gada? Przecież to bez sensu, i tak jej nie odpowie! -.-
Koń jakby w odpowiedzi głośno zarżał, na co dziewczyna uśmiechnęła się.
Następnie zaczęła coś do niego szeptać. Nie wiem co, stałem za daleko.
Z każdą chwilą robiło się coraz jaśniej.Widać było, że niezbyt jej to pasowało. Nie wiem jak ona to zrobiła, ale ruszyła ręką i nagle znowu zapadła ciemność...
Weszła do domu.
-Kastiel, nie to żeby coś, ale MI SIĘ CHCE SPAĆ, więc wynoś się.-zażądała.
I tak w tym oto momencie jej cierpliwość się kończy. Zważając na to że od tak sobie wparowałem do jej domu, to naprawdę długo wytrzymała...
Wychodząc uśmiechnąłem się. Następnie podszedłem do czarnego konia, leniwie skubiącego źdźbła trawy. Poklepałem go po grzbiecie.
- Chodź Brego, nie chcą nas tu.-zaśmiałem się.
Koń wyprostował się i bez ani chwili wahania podążył za mną. Podszedłem do domku, który znajdował się nieopodal...teraz chyba się nie pomyliłem. Otworzyłem drzwi, na wszelki wypadek nie tak gwałtownie jak przedtem.
Wszedłem do środka. Rozglądnąłem się po pomieszczeniu. Nikogo nie było, na szczęście. W pewnym momencie za mną rozległ się głośny trzask. Obróciłem się gwałtownie. Po tym co zobaczyłem można było się dosłownie załamać... Brego usiłował wejść za mną do środka. Jedynym jego problemem były drzwi, w których się nie mieścił, dlatego wstawił tylko głowę.
-Ech...możesz mi wyjaśnić co ty wyprawiasz?-pokręciłem głową uśmiechając się lekko.
No pięknie, sam zacząłem gadać do zwierząt -.-
Koń parsknął niecierpliwie i ponownie spróbował wcisnąć się do środka.
-Nie, nie, nie. Te drzwi są za małe, to chyba oczywiste, że się nie zmieścisz!-wypchałem go na zewnątrz.
Tupnął kilka razy o ziemię i chyba jakoś się z tym pogodził. Wróciłem do domu, zamknąłem drzwi, położyłem się na łóżku i usiłowałem zasnąć...Przez cały ten czas wpatrywałem się w sufit, działało to na mnie...dziwnie. Po jakimś czasie...długim czasie, zasnąłem.
Szedłem długim, wąskim korytarzem, na którego końcu znajdowały się stare zadrapane drzwi. Coś wabiło mnie, a raczej ciągnęło w ich kierunku. Jak...magnes. Nie mogłem się odwrócić i ruszyć w przeciwną stronę, nic. To tak jakby ktoś już dawno zaplanował całą moją trasę.
-Venite...-usłyszałem niewyraźny głos.
-Venite...-powtórzył.
Głos ten nie mógł należeć do żadnej istoty ludzkiej, do żadnego zwierzęcia...więc do kogo? Kojarzył się z pięknem, dobrocią i niewinnością...jednak pozory modą mylić.
-Veniat ad me...
Gdy byłem wystarczająco blisko, drzwi same się otworzyły, po czym z hukiem za mną zamknęły. Odzyskałem swobodę ruchu. Podbiegłem do drzwi i usiłowałem je otworzyć. Na marne. Ani drgnęły. Zatrzasnęły się. Zrezygnowany stanąłem na środku pokoju badając dokładnie każdy kąt. Nic nadzwyczajnego. Pomieszczenie było małe. Białe ściany, biały dywan, stare meble i lustro...zakurzone i porysowane, z dziwną czerwonawą plamą w centrum.
-Ludere cum me...-zabrzmiał ten sam głos.
-Fatum, patiendo, mortem...-po tych słowach po śnieżno-białych ścianach zaczęło coś spływać.Matowy czerwony kolor...krew.
-Sanguinem...-głos ten nie był taki jak wcześniej. Ostry, nieprzyjemny...sprawiał ból.
-Dolor, incertum, timore...
Podszedłem do lustra, sięgnąłem dłonią w kierunku dziwnej czarnej plamy. Coś chwyciło mnie za nadgarstek. Nie chciało puścić. Poczułem ukłucie, a za nim piekący ból. Chwilę po tym na moim przedramieniu został wycięty napis: Convincitur. Z sykiem wciągnąłem powietrze. Uścisk powoli się rozluźnił, aż całkiem ustąpił.
-Moriaris.-zabrzmiał głos kilkakrotnie.
Zatkałem uszy. Upadłem na kolana...
Obudziłem się zlany potem. Ręka bolała mnie niemiłosiernie.
-To tylko sen...Sen, nic więcej...-szepnąłem.
Kontem oka spojrzałem na bolącą część ręki. Ujrzałem to czego się obawiałem. Krwawy napis...
Odwinąłem bandaż z poranionego nadgarstka i zawiązałem na wyciętym napisie. Lepiej będzie jeśli nikt inny się o tym nie dowie...
Usłyszałem głośne pukanie do drzwi...nie...wręcz walnie, a może nawet i kopanie.
Wstałem i wolnym krokiem podszedłem podszedłem do nich, a następnie ostrożnie otworzyłem. Brego...Może go wezwałem przez sen, albo coś w tym stylu? Koń odsunął się, stanął dęba i zarżał doniośle.
-No już, spokojnie.-podszedłem do niego i usiłowałem uspokoić.
Stanął wyprostowany, po czym zbliżył się o kilka kroków. Od razu jego uwagę przykuła moja nowo zraniona ręka. Obwąchał ją i delikatnie szturchnął nosem. Następnie spojrzał na mnie badawczo. Uśmiechnąłem się lekko.
-Nic mi nie jest.-pogładziłem go po głowie.
Był ranek 4:00 może 5:00. Nie zasnę. Nawet nie mam zamiaru...
Wsiadłem na konia i wybrałem się nad jezioro. Brego od razu zagalopował. Zwolniłem go. Już i tak narobił wiele hałasu. Nie chcę nikogo obudzić, bo jest szansa, że większość jeszcze śpi. Po niecałych piętnastu minutach byłem na miejscu. Zsiadłem z konia, po czym usiadłem blisko wody. Co jest ze mną nie tak? Co oznaczał ten sen? I co znaczy napis wycięty na mojej ręce?
Usłyszałem tętent końskich kopyt. Nie, to nie był Brego. On stał obok mnie. To ktoś inny... Czy powinien mnie tu teraz znaleźć? Nie, lepiej nie...
Wziąłem głęboki wdech i wskoczyłem do wody. Siedziałem tam przez dłuższy czas, aż w końcu nie wytrzymałem. Musiałem wypłynąć na powierzchnię. Niestety, nie w tym momencie co trzeba. Na brzegu stała Rose razem z Kovu. Przecież ona miała spać -.- Może Brego ją obudził? Patrzyła na mnie z wielkim zdziwieniem.
-Co ty wyprawiasz?-spytała powstrzymując się od śmiechu.
-Pływam...Nie widać?
<Rose dokończysz?>
Wyjaśnienia:
Venite- chodź
Veniat ad me-chodź do mnie
Ludere cum me-pobaw się ze mną
Fatum, patiendo, mortem-przeznaczenie, cierpienie, śmierć
Sanguinem-krew
Dolor, incertum, timore- ból, niepewność, strach
Convincitur.- skazany
Moriaris- umrzesz/zginiesz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz