niedziela, 8 września 2013

Od Astarotha do Aminy "Między rzeczywistościami - czyli początek" cd.

Kiedy Amina w końcu pogoniła tak mnie, jak i rannego Iriaela (nie powie, miał maleńką satysfakcję, że jednak i jemu się oberwało), wpełzłem do swojego tymczasowego domku i niemal natychmiast padłem na posłaniu. Zasnąłem równie szybko. Bez snów. Bez koszmarów. Bez nocnych gości.
Obudziło go popołudniowe słońce, które nielitościwie raziło go w oczy. Zasłonił twarz, ale nic to nie dało. Kiedy otworzył w końcu oczy, przed sobą widział postać, a właściwie małe świetliste stworzonko, które niecierpliwie machało przykrótkimi łapkami.
- Tak wiem, już się podnoszę…nie denerwuj się tak Io. Maleńki duszek senny zdecydowanie chciał zobaczyć jednorożca. Zresztą ani ja, ani on nigdy takich nie widzieliśmy...przynajmniej nie na żywo. Do tej pory nie zdarzyło się, by jakikolwiek jednorożec trafił do świata duchów. Miały w sobie jakiś pierwiastek boskości, który zawsze kierował ich na ta „jasną” stronę.
Wstałem więc nadal jeszcze obolały, ale w końcu przytomny i doładowany porcją porządnego snu…dawno nie zdarzyło mu się tak spokojnie spać, choć nie sądził, by ten stan był wieczny.
Wyszedł na ganek swej prowizorycznej siedziby. Prosta drewniana konstrukcja, która przywodziła na myśl jakieś leśne królestwo…coś w tym było. Uśmiechnął się i ruszył przed siebie. Nie wiedział absolutnie gdzie mieszkała Amina, ale jakoś dziwnie powędrował przed drzwi jednego z domków na początku. Tu? Nie tu? A co tam…zapukał i wszedł, kiedy usłyszał zapraszający głos. Amina. 
Siedziała z maleńkim elfem na rękach i małym ognistym ifyrytem…tego akurat się nie spodziewał spotkać. Ostatnimi czasy są nieziemsko rzadko spotykane…widać musi być kimś wyjątkowym skoro ognik znajdował się akurat przy nich…będzie musiał się podpytać…jeśli zechce odpowiedzieć.
Oczywiście powiedział przywódczyni o celu swego przyjścia, co wyraźnie ją ucieszyło. Jego chyba też. Coś mu podpowiadało, że zostanie tu dłużej niż początkowo przewidywał.
Dotarliśmy chyba na miejsce. Fantazyjna dolina praktycznie w całości pokryta fioletem rosnących kwiatów. Wśród nich biegało kilka jednorogich stworzeń. Nawet on musiał przyznać, że były piękne. Za to Io pomknął już na samym początku gdzieś w dal i tyle go widział.
I jeszcze jedna dziwna rzecz (choć on akurat do „dziwności” powinien się przyzwyczaić). W tym miejscu nie wyczuwał praktycznie wcale ciemności. Oczywiście nie chodziło mu o zwykła ciemność, ale „TĘ” zła ciemność. Gdzieś może na obrzeżach…ale i to w przestrachu raczej kryło się miedzy cienistymi stronami drzew. Do jednorożców się nie zbliżały…czy „to” się ich bało? Sam musiał też przyznać, że tutaj czuł się dziwnie spokojny, odprężony. I właśnie w chwili takiego oddechu dostrzegł jego. „Senbo” – dotarł do niego myślowy przekaz. I w tej samej chwili czarnogrzywe, potężne stworzenie przygalopowało aż do nich.
- Czy to on? – zdołałem tylko wypuścić, bo zalała mnie fala myśli, mego nowego przyjaciela.
- Tak, jest twój. Jednorożce same wybierają właścicieli. – odpowiedziała pogodnie Amina.
Mimo nieskazitelnej czerni, która była barwą jednorożca, jego ogarnęła jasność, która przysłoniła zbolałe, czarne miejsca w jego sercu, myślach i duszy. Wiedział, że nie można tego wszystkiego usunąć – to bowiem część jego istoty, ale dostał też wyraźny przekaz od Senbo, że teraz nie będzie w tym sam, że mu pomoże i że bardzo długo już na niego czekał. To był prawdziwy cel przybycia aż tutaj.
- Dziękuję Amino – zdołałem powiedzieć pełen ulgi. Nawet posłałem jej uśmiech, kiedy Senbo szturchał mnie pod ramieniem, szukając pieszczoty. Pogłaskałem go, a ten przesłał mi zadowolony „uśmiech”. Amina przyglądała się temu z rosnąca radością.
- Cieszę się, że tak szybko się z nim dogadałeś…zazwyczaj bardzo nerwowo spoglądał na kolejnych gości. Kiedy więc będziesz go potrzebował, znajdziesz go tutaj. A teraz…pozwolisz, żebym wróciła do siebie? Czy jeszcze czegoś potrzebujesz?
- Jeśli pozwolisz – odpowiedziałem nadal jeszcze dotykając grzywy jednorożca – chciałbym Cię odprowadzić…i zapytać o parę rzeczy.
Amina kiwnęła głową.
- Oczywiście, pytaj o co chcesz, ewentualnie poślę Cię do odpowiednich osób, jeśli będziesz chciał czegoś konkretnego.
Uśmiechnąłem się lekko. Zdecydowanie podobała mu się ta elfka, ale nie był, idiotą, by nie zauważyć, że nie ma u niej szans…szczególnie, że była z tym „kimś” bardzo szczęśliwa. Nie należał do osób, które wtrącają się w cudze związki, ale popatrzeć nikt mu nie zabroni.. – zaśmiał się w duchu.
- Prawdopodobnie jest wiele rzeczy, o które chciałbym zapytać, ale nie będę tymi zagadnieniami męczył tylko Ciebie…dlatego na razie mam tylko dwa pytania.
Elfka przyglądała mi się uważnie, kiedy wędrowaliśmy obok siebie.
- Nie żebym, aż tak bardzo się przejmował…ale czy mój wczorajszy..hmm..”waleczny przewodnik” zwany przez Ciebie Iriaelem..ma się dobrze? Nie sądzę, bym zrobił mu na tyle duża krzywdę, ale nie należałem wtedy do zbytnio racjonalno – myślących osób.
Elfka znowu pokiwała głowa, choć tym razem była zdecydowanie rozbawiona. Odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Przecież sam też zostałeś przez niego raniony…jest świetnym wojownikiem, więc nie sądzę, by cos poważnego wynikło z wczorajszego waszego spotkania…- spojrzała na mnie – no może urażonej dumy, po obu stronach.
Kaszlnąłem nieco „zakłopotany”, jeśli w ogóle mógł być.
- Rozumiem, rozumiem…cieszę się, że ma się dobrze.
- Radziłabym z nim porozmawiać. Wolałabym nie mieć w wiosce niepotrzebnych konfliktów – tu dziwnie się zaśmiała – i tak mam wystarczającą ilość konfliktogennych osób…
- Rozumiem, że masz na myśli kogoś konkretnego? 
- Tak...chyba tak...ale o tym sam się przekonasz...jeśli będziesz miał to szczęście się z nią – mówiła bardzo zagadkowo i nadal błądził jej na ustach ten dziwny uśmiech.
Zbliżaliśmy się już w progi jej domku, więc została mi chwila, by zapytać o jeszcze jedną rzecz.
- To jeszcze tak z ciekawości…widziałem u Ciebie ifyryta…jest Twój rozumiem?
Elfka wybuchnęła śmiechem. Zdecydowanie nie takiej reakcji się spodziewał.
- Wybacz, wybacz mój śmiech...zwyczajnie jak do tej pory, wszystko o czym mówimy sprowadza się do jednej osoby…
Był nieco zdezorientowany i znowu nachodziły go te czarno-cieniste myśli. Za daleko Fiołkowej Doliny, by mógł się uspokoić.
- Nie bardzo rozumiem.. – przez głowę znowu przelatywały dziwne obrazy. Potrząsnął głową…nie teraz…zaczekajcie, aż będzie sam… - mówił do siebie i do „nich”.
Elfka spojrzała poważnie.
- Może wejdziesz jednak na chwilę?
- Chyba tak…ale na chwilę. Nie chcę już więcej dziś przeszkadzać.

<Amino…dokończysz?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz