- Czy uważasz - mówiła z ledwo skrywaną irytacją, odrywając od siebie pojedyncze słowa - że w ogóle... przejęłabym się… stratą…czegokolwiek? Nie mówiąc już o czymś tak trywialnym...jak reputacja?
Przekrzywiłem głowę, przyglądając się jej z zaciekawieniem. Ciekawa osoba, tak jak ja woli zniszczyć wszystko byle by tylko nie przyznać się do porażki. Zobaczymy, kto odpuści pierwszy.
- Nie mówię o stracie reputacji, w końcu jakby nie patrzeć, najwyraźniej oboje jej nie mamy. Bardziej zastanawiałbym się czy twoi łowcy zainteresują się w końcu możliwością zmiany przełożonego - wyszczerzyłem się okrutnie, bo zauważyłem, że nieco jej zależało na obowiązkach - Wracając jednak do mojego sklepu, o który się z taką troską martwisz - jak już mówiłem jadę po druczki, więc sklep i tak będzie zamknięty do mojego powrotu. A wtedy przywiozę wszystkie potrzebne papiery i z radością wypiszę ci broń. O ile oczywiście będzie na stanie - wyjaśniłem usłużnie. Zmierzyła mnie wzrokiem, nie przestając się ironicznie uśmiechać.
- W takim razie łowcy muszą zaprzestać polowań. Mam nadzieję, panie Archibaldzie, że radzisz sobie z łukiem na tyle dobrze, by ustrzelić jakiegoś zająca - zatroszczyła się z niemal szczerą radością wypisaną na twarzy.
Zmrużyłem oczy. To było niemiłe. Nagle dostrzegłem ponad jej plecami zbliżającą się postać. Oparłem się o balustradkę i skrzyżowałem ręce na piersi.
- O wilku mowa… - mruknąłem.
Podszedł do nas Mortimer. Skinął głową na powitanie.
- Witajcie. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam…
- Witaj. Rozmawialiśmy sobie tylko – wyjaśniłem.
- Tak, skończyliśmy na dostępności broni w sklepie. Okazuje się, że wcale niełatwo ją ostatnio dostać – doprecyzowała Amersau.
- Ciężkie czasy, cóż poradzić – westchnąłem smutno.
Mortimer przytaknął głową niepewnie, nie do końca rozumiejąc naszą rozmowę.
- Przyszedłem po strzały. Wczoraj zamawiałem je u ciebie, pamiętasz?
Zauważyłem radosne błyski w oczach Amersau. Cieszył ją zapewne fakt, że niewiele mogę zrobić z uwagi na brak druczków. No cóż dziewczyno, przeliczyłaś się licząc, że odprawię Mortimera. Któż powiedział, że nie mogę być najzwyczajniej w świecie chamski?
- Niestety – zacząłem, a Amersau zmrużyła radośnie oczy w oczekiwaniu – dokumenty uległy przypadkowemu zniszczeniu.
Elf zmarszczył brwi.
- Nie wydasz mi strzał?
- Och nie, oczywiście, że wydam – powiedziałem, uśmiechając się promiennie do Amersau – Tak po znajomości. Po prostu przyjdź za tydzień, by uzupełnić podpisy w rejestrze.
Mortimer wziął cztery pęczki strzał, podziękował i oddalił się w swoją stronę, zostawiając mnie samego z ewidentnie niebezpieczną w tej sytuacji elfką.
- No… To sprawę strzał mamy chyba załatwioną - wyszczerzyłem się do niej bezczelnie.
<Amersau, twoja kolej>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz