Było jeszcze szaro, lecz księżyc dawno się schował, a horyzont już jaśniał. Niski, kamienny szeroki murek był dla mnie dość wygodnym miejscem na drzemkę, zwłaszcza że za poduszkę robiły mi kolana Dihrena. Otworzyłam jedno oko. Błękitne oczy elfa śledziły uważnie poruszenia giętkich brzozowych gałązek na lekkim wietrze. Wyprostowałam się.
- Jeszcze nie przyszli? – zapytałam, choć było to zbędne.
- Nie. – Był wyraźnie smętny.
- Co się stało? – kolejne niepotrzebne pytanie dla podtrzymania nikłej rozmowy.
- Przecież wiesz – mruknął nie patrząc nam nie. – Ciągle się mijamy – dodał, gdy ja milczałam.
Z głośnym westchnięciem objęłam kolana i oparłam na nich brodę.
- Ja wracam, ty wyjeżdżasz , ty masz dzień wolny, ja mam służbę, to bez sensu – mówił dalej.
- Takie życie – mruknęłam, przytulając policzek do jego ramienia. Nawet nie drgnął. – Dihren. – Zero reakcji.- Dihren, spójrz na mnie.
- Idą. –Powiedział. Wstał i już myślałam, że tak po prostu odejdzie, ale zawrócił, ucałował mnie w policzek i wyszeptał szybko: - Trzymaj się z dala od kłótni, nie próbuj dowodzić, bo cała wina spadać będzie na ciebie. Nie daj sobą pomiatać i taktować się jak dziecko, bo dawno nim nie jesteś. Żegnaj – Zanim coś odpowiedziałam, zniknął wśród splątanych brzozowych gałęzi, a ja nie byłam pewna, czy widzę ich pasiaste pnie, czy może cień elfa i jego śnieżne włosy.
- Co się tak patrzysz? - mruknęła Amersau, która właśnie podeszła od tyłu.
- Bo oczy mam.
***
Pierwszy dzień podróży minął. Czy byłam z niego zadowolona? Nie. Wyraźnie było widać, że cała trójka spiera się niemo o przewodnictwo, które i tak należy do Lidii. Też bym podważała jej technikę, gdyby nie to, że nikt nie traktował mnie poważnie. Przecież w ich mniemaniu byłam jeszcze dzieckiem! Mimo wszystko wyobrażałam sobie większą dokładność i szczegółowość podróży. Warty, badanie terenu, zwiady… A my po prostu dążymy do potencjalnego celu. Mimo wszystko staram się tylko potulnie przytakiwać, kiedy trzeba i podążać za resztą. Wszystko wyjdzie w praniu.
W milczeniu stukałam łyżką w drewnianą miseczkę bez mniejszej ochoty na gulasz, choć trzeba przyznać, że był smaczny. Sama nie umiałam gotować. Ciszę przerwał Archibald:
- Więc? Zdecydowałyście się co do podróży?
- To chyba jasne – nie znajdziemy lepszego pomysłu - odpowiedziała Lidia.
- A mogę zmienić postać i podróżować jako wasze zwierzątko, czy coś? – To pytanie z mojej strony było błędem, bo Amersau d razu wyniuchała w nim podstęp.
- O nie, moja droga! – zdenerwowała się. – Jak mamy się ośmieszać w jakichś durnych lnianych kieckach, które przypominają worek, to wszystkie trzy! Nie wymigasz się!
- Dobra, dobra. – Uniosłam dłonie w poddańczym geście. – Nie gorączkuj się…
Wstałam od ogniska. Właściwie nie powinniśmy go rozpalać, bo narażamy się na potencjalne wykrycie.
Odwiązałam Aurum od drzewa.
Dziękuję –powiedziała.
- Proszę bardzo – mruknęłam.
- Co ty robisz? – zdziwił się Archibald.
- Odwiązuję Złotą – zawsze puszczam ja wolno, nie jest przyzwyczajona do sznurków i uprzęży, dlatego jeżdżę też na oklep – wyjaśniłam spokojnie. Nieśpiesznym kłusem klacz oddalała się coraz bardziej od ogniska i nikła wśród cieni drzew.
- Nie powstrzymasz jej? - zapytał elf.
- Wróci – mruknęłam. Wzięłam swoją torbę podróżną, zwinęłam jej rączkę i poza kręgiem ognia ułożyłam się między dwoma ogromnymi korzeniami i zapadłam w lekki sen.
Obudził mnie miękki dotyk na policzku. Otworzyłam oczy, ale wszystko inne zasłaniały mi chrapy Aurum.
- Co się stało? – szepnęłam. Ognisko już dogasło, a księżyc zaszedł i nie przeświecał już przez splątane gałęzie nad nami.
Mniemam – powiedziała- że ktoś powinien trzymać wartę.
- Co…? – spytałam zaspana. – Nikogo nie wystawili?
Nieodpowiedzialni… Czują się zbyt bezpiecznie. Warknęłam zdenerwowana, już się podnosząc.
Jeśli chcesz, mogę pilnować obozowiska do świtu i obudzić cię, jeśli coś się stanie – zaoferowała się klacz, której karmelowa sierść w ciemności przybierała niezwykły odcień szarości. W jej głosie pobrzmiewała wyraźna niechęć.
- Łaski bez, kochana – mruknęłam.
Zmieniłam postać i jako śnieżna sowa wzleciałam na najwyższą gałąź sosny , pod którą spałam. Latanie zawsze było dla mnie trochę dziwne, szybko się nim męczyłam. Mimo wszystko, by nie zasnąć, co jakiś czas okrążałam najbliższą okolicę, wypatrując czegoś podejrzanego, do pierwszego brzasku nic jednak nie dostrzegłam.
Zleciałam na ziemię, lądując miękko na własnych stopach. Z czystej próżności i lenistwa nikogo nie obudziłam. Skoro całą noc czatowałam… dobra, to nie była cała noc. Może ze cztery godziny nad ranem. Mniejsza – Warta zwykle trwa od godziny do dwóch. Zasłużyłam na jeszcze godzinną drzemkę.
Dobra, wstałam o wiele później. A raczej zostałam obudzona. Nade mną wisiały trzy wściekłe osoby. Słońce stało już wysoko, ale moi towarzysze skutecznie je zasłaniali.
- Dzień dobry. Mamy dziś piątek trzynastego, że takie miny porobiliście? - powitałam ich.
- Włóż to. – Lidia rzuciła mi jakąś burozieloną tkaninę. Usiadłam skrzyżnie i rozpostarłam to coś, co okazało się dosyć skromną suknią o chaftowanych, szerokich rękawach. Do tego szal o trochę intensywniejszym kolorze i dziwne pantofle.
- Mam to założyć? – Uniosłam brew.
- A myślałaś, że w czym chodzą kupieckie córki? Ciesz się, że jako wyrozumiała matka oszczędziłam ci gorsetu – Powiedziała Ama.
- Skąd to macie? – zadałam kolejne pytanie.
- Nie mogliśmy cię dobudzić, więc sami wybraliśmy się na… zakupy. – Archibald wzruszył ramionami.
- Zakupy, tak? Nie widziałam tu żadnego miejsca, w którym można by je zrobić, kiedy całą noc patrolowałam teren, bo nikt nie raczył wystawić warty. – A co tam, podkoloryzuję trochę historyjkę.
- Warta była niepotrzebna, ale miło, że się tym zajęłaś. – Powiedziała ugodowo Lidia. – Ruszamy?
- Miło – parsknęłam. – Niemiło by za to było, gdyby ktoś przez sen poderżnął nam gardła. Ten wczorajszy napad na pewno nie był przypadkowy…
- Mówiłaś coś? – zapytała ze znaczącym spojrzeniem, poprawiając jasne włosy.
- Nie, nic…
< Kto teraz? Lidia? Jestem ciekawa, skąd wzięliście stroje xD>
Jej, ale to się krótkie okazało xD ~Eller
OdpowiedzUsuńNo własnie! Co Ty sobie myślisz, tak krótko pisać?:P Nie martw się...nadrobisz później! No i upomnę się znowu o odpowiedź do Amersau...:P
OdpowiedzUsuńNaprawdę myslałam, że napsiałam dłuzsze.. o.O Ale myśle, że to dlatego, że nie opisywałam po swojemu tego wszystkiego, cy wy wcześniej :P
UsuńNooo dobra zabieram się za pisanie :D Ale krótkie ci to właściwie naprawdę wyszło :3 ~Lidia
OdpowiedzUsuń