niedziela, 22 września 2013

Od Ismaela do Davosa "Bezsenna noc" cd.

Przyzwyczaił się do długiego nocnego czuwania. Lubił przecież noc. Nie było więc inaczej i teraz. Siedział z nosem w księgach, dla wygody rozkładając wszelkie inne pergaminy, świecy i składniki na podłodze. Szeptał co chwilę jakieś zaklęcia, sprawdzając ich skuteczność i ewentualnie przekształcał niektóre ich znaczenia. Potrzebował przygotować swoim uczniom kilka użytecznych sztuczek, które odpowiednio wykorzystane mogły czasem uratować życie…szczególnie w obliczu zbliżającej się zimy, która jak wiedział nie będzie należała do łagodnych. Delikatny magiczny alarm ogłosił, że ma gościa. W oknie dostrzegł postać przywódcy wioski. Miał ze sobą swego synka, opatulonego z każdej strony kocykiem, sam zaś nieco zbyt chłodno ubrany, jak na te porę roku. Wstał pospiesznie i wpuścił elfa do środka. Podrzucił jeszcze kilka szczap do kominka i podał parujący napar z ziół, który ostatnio mu posmakował, a który przyniosła mu niedawno Deschen.
Spoglądał na Davosa z uśmiechem i choć ten także posłał mu ten sam wyraz, to dostrzegał skrywany smutek...a może niepokój? Wahanie przy odpowiedzi na jego „O co chodzi, Davosie?” tylko potwierdziło jego przeczucia. Przywódca nad czymś głęboko się zastanawiał. Coś go męczyło.
- Nie mogłem spać, nie mam co ze sobą zrobić. 
Oho…czyli nawet jego dopadały wątpliwości? Kiedy spotkał go po raz pierwszy, odniósł wrażenie, jest to osoba nieugięta, niepodatna na wątpliwości. Czuł przez to pewien dystans. I nie chodziło o to, że go nie lubiał. Wręcz odwrotnie, były to cechy, które niezmiernie cenił, wiedział bowiem, że na kimś takim można zawsze polegać, ale przez swoją „doskonałość” niczym jakiegoś bóstwa, czuł przepaść. Sam bowiem bardzo często miewał wątpliwości i choć zawsze starał się znajdować rozwiązanie, a swoje wahania pozostawiał tylko w myślach, nie uznawał się za tak wartościowego, czy godnego uznania jak Davos. Słowa więc jakie wypowiedział w dziwny sposób zmniejszyły wspomniany dystans.
- Wiem, jak to jest. Na mnie też tak działają te wszystkie wyprawy, przygotowania i tak dalej – elf pokiwał głową zamyślony.
- Tak, dokładnie.
- Szczególnie – dodałem kontynuując wypowiedź – że wszelkie te przygotowania, każda informacja, czy decyzja musi przejść przez twój dom…- elf znowu pokiwał głowa i nieco kwaśno uśmiechnął się.
- Czasami mam wrażenie, że zamiast jednego dziecka – tu spojrzał na śpiącego synka – mam ich cała wioskę – uśmiechnął się znowu – choć chyba z Caelerianem nie mam tylu problemów, co z niektórymi.
Zawtórowałem mu ze śmiechem. 
- Najdziwniejsze, że i ja chyba podobnie traktuje moich uczniów…może nie jest to, aż tak wielka odpowiedzialność, jaka Ty z Amina dzierżycie na swoich barkach, ale – tu spojrzałem na niego porozumiewawczo – chyba doskonale Cię rozumiem.
W oczach Davosa pojawił się jakby błysk. Ciekawe, czy z kimkolwiek prócz Aminy rozmawiał o swoich kłopotach.
- I jak w tym wszystkim się Ty odnajdujesz? – podjął rozmowę.
- Ja? – zastanowił się nad odpowiedzią – częściowo, pomaga mi w tym Deschen – mrugnąłem przy tym do przywódcy, a ten zaśmiał się krótko – często też pozwalam sobie na spotkania z bratem…mimo, że z niego mocno odludne stworzenie – tu pokręcił głową – to rozumie mnie, jak mało kto. Czasem też potrzeba mi samotności…- spojrzałem na elfa mrużąc oczy – powiedz mi Davosie, kiedy Ty miałeś taka chwile dla siebie? Wiem, że wilka radością jest mieć kogoś bliskiego, rodzinę…ale każdemu trzeba trochę odsapnięcia od wszystkiego, takiej...chwili dla siebie… Jeśli rozumiesz o co mi chodzi – dodałem przeglądając się jego zatroskanej twarzy.

<Davos?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz