poniedziałek, 9 września 2013

Od Amersau do Archibalda Kaan'a "Strzały" cd.

Przegiął. Bardzo przegiął i wyraźnie zdawał sobie z tego sprawę….ale na jego miejscu zrobiłaby dokładnie to samo. Taka natura. Taki charakter i taka jej broń…jak widać i w jego przypadku też się to sprawdzało. Na jego nieszczęście – ona była kobietą…do tego taką, która za nic nie przyjmie porażki. Zawsze musi mieć ostatnie słowo, nawet jeśli później tego żałuje…potrafi zaczekać na nadążającą się okazję.
Spoglądała w milczeniu za oddalającą się sylwetką Mortimiera, odwrócona plecami do pana Archibalda. Szeptała. Dłonie zakreśliły delikatny krąg w powietrzu, prawie niewidoczny dla obserwatora. Zamknęła oczy na chwilę, by otworzyć je już z pełnym spokojem…ognistym spokojem. Mortimer dopiero niedługo zorientuje się, że kilka strzał nie będzie się nadawała do jakiegokolwiek użytku…nie miała nic do niego, ale z pretensjami powinien przyjść w odpowiednie miejsce…niby drobnostka, ale to dopiero początek.
Odwróciła się powoli. Archibald nadal opierał się o balustradę, kiedy z satysfakcją rzekł to swoje „No… To sprawę strzał mamy chyba załatwioną”. Żebyś wiedział, że sprawa jest załatwiona. Przynajmniej „ta” sprawa. Z gniewu, który wyparował wraz z wypowiedzianym czarem, pozostał tylko przyklejony do ust grymas uśmiechu i kilka płomyków na jej i tak rudych włosach.
- Panie Archibaldzie – zaczęłam powoli wpatrując mu się w oczy – mimo, że niestety nie otrzymałam koniecznych mi do polowań strzał, to muszę się odwdzięczyć za przemiłą konwersację, jaką przeprowadziliśmy – elf spoglądał mocno zaskoczony i chyba nieco nie wiedział czego ma się spodziewać.
- Ależ cała przyjemność po mojej stronie…pamiętaj, by mnie odwiedzić za tydzień...kiedy wrócę – dodał złośliwie, choć wiedział, że coś już kombinuję.
- Nie omieszkam – odpowiedziałam wwiercając w niego spojrzenie – ale zanim pójdę, jak wspomniałam, chciałabym zostawić prezent…- Archibald uśmiechnął się, ale skrzywił na dźwięk „prezentu”.
- Pamietaj…że meteoryty to bardzo rzadkie zjawisko o tej porze roku i chyba bardzo szybko znajdzie się ich przyczyna.. – zaśmiał się przy tym, ale wyczuwałam niepewność w głosie.
Podeszłam bliżej.
- Nie mam zamiaru nic podpalać…ani niszczyć ..choć pewne zmiany przydałyby się tutaj…no i wybacz, ale chyba masz mylne pojęcie znaczenia słowa „prezent” – mówiłam to z coraz większą szyderczą satysfakcją…proporcjonalnie do pomysłu, który mi się wykreował pod rudą czupryną.
Zawołałam swoich magmowych towarzyszy, które wyczuwały wyraźnie moje wewnętrzne buzowanie. Złapałam oba w dłonie, by po chwili z lekkim bulgotaniem zaczęły topić mi się w dłoniach.
Elf cofną się lekko, ale z niecierpliwym zaciekawieniem przyglądał się moim poczynaniom…Niestety niezbyt wiele mógł dostrzec.
W końcu podniosłam spojrzenie na elfa przede mną, który podniósł jedną brew w oczekiwaniu. Wyciągnęłam rękę zaciśniętą na „prezencie”. Archibal niechętnie wyciągnął swoją rękę. Na to czekałam. Na wyciągniętym nadgarstku pośpiesznie zapięłam „prezent” w postaci szerokiej na kilka centymetrów, prostej bransolety. Elf oczywiście gwałtowanie cofnął się czekając na jakąś efektywną reakcję…ale nie stało się nic…czego mógłby się przynajmniej spodziewać. Spoglądał to na mnie, to na przedmiot na swojej dłoni. Nie powie, całkiem jej się udała. Uznać można by nawet za ładną, choć może zbyt toporną…no cóż, artystką to ona nie była.
- Co to niby ma być?
- Może nie wygląda, ale my nazywamy to biżuterią – ledwie powstrzymywałam się od całkowitego śmiechu.
- Nie pytam co to jest, tylko „CO” to jest?...mam się spodziewać jakichś wybuchów? Spłonięcia? Czy kolejnych Twoich kurduplowatych przyjaciół? – przy tym nerwowo obracał bransoletę z każdej strony, próbując znaleźć zapięcie.
- Nie trudź się...nie zdejmiesz jej…nie rozbijesz…przynajmniej do czasu, kiedy o tym nie zdecyduję…aaa….zapomniałabym…- dodałam beztrosko – mam nadzieję, ze się dogadacie…bo widzisz, tak Eller jak Mortimer bardzo Cię polubili…więc „po starej znajomości” - celowo podkreśliłam zdanie, którego on sam wcześniej użył w rozmowie z "prawdziwym" Mortimerem - zostawiam Ci ich pod opieką…najwięcej mają do powiedzenia w nocy… – teraz już szczerzyłam się pełnią moich białych zębów.

<Archie, do dzieła>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz