niedziela, 22 września 2013

Od Iriaela do Sinead "Uwięziona w wampirzym zamczysku" cd.

Zerwał się ciężko dysząc. Ledwie mógł oddychać, a serce łomotało mu jak szalone. Poczuł to przeraźliwe zimno, które oplatało jego ramiona niczym martwa kochanka. Poderwał się z posłania i rozglądał się rozkojarzony, próbując ukoić nerwy, jednak spokój nie chciał przyjść. Słyszał uparte wołanie i płacz. Skąd? Gdzie? Od kogo? I czemu było to związane z „nimi”?.
Iriael miał mieć właśnie jedną z tych niewielu nocy, która przespać miał u siebie a nie na polu patrolowym. Nie wyszło, bardzo nie wyszło, a teraz stał przed drzwiami wpatrując się w ciemność. Oddech już mu się uspokoił, ale łomotanie serca nie ustało. Czuł zagrożenie, zupełnie jak wtedy, gdy zaatakowali Ismaela. Skupił się i posłał myśl do brata informując gdzie idzie. Zebrał pospiesznie miecz i ruszył w ciemność. Poruszał się sprawnie nawet pod postacią naturalną, dlatego bez problemu dostrzegł dwie istoty, które pędem przemykały przed nim. Widział w blasku księżyca doskonale kto to taki – Astaroth i jednorożec, ale nie należał do niego. O co chodziło? Znowu mu się zagotowała krew na wspomnienia walki z elfem, ale przytłaczający wcześniejszy chłód nie pochodził od niego.
- Astaroth – zdążył krzyknąć, gdy znowu jego ciemna postać mignęła mu przed oczyma. Elf zahamował gwałtownie i odwrócił się. Spoglądał nieprzytomnie, zupełnie jakby był we śnie.
- Chodź, mają ją – wydusił tylko i wskazał na niespokojnego jednorożca, który co chwilę wierzgał i deptał ziemię. Po chwili pojawił się kolejny jednorożec, ciemny niczym sama noc, który wyminął pierwszego i stanął tuz obok Astartha. Ten wyciągnął rękę i jakby się uspokoił.
- Kto ma kogo – syknąłem, przywołując jednocześnie Arienherę.
Elf odwrócił się do mnie wskakując na swego rogatego przyjaciela.
- Sinead, mają ja w zamku – rzucił przez ramię i ruszył.
- Nie czekałem długo, gdy dotarła Arienhera i popędziliśmy za pozostałymi. Przerażające przeczucia sprawdziły się. Szkarłat czerwonych liści lśnił w blasku księżyca niemal złowieszczo zapowiadając wejście na tereny „Wampirzego gniazdka”. Na skraju stał Astaroth i jednorożce.
- Jest tam – czarnowłosy elf wskazał w nieokreślonym kierunku, wyraźnie jednak w miejsce, znajdujące się na terenach wampirów. Już miał ruszać, gdy szarpnąłem go za ramie, wstrzymując.
- Chwila…wiesz co tam jest prawda? – elf spojrzał ciężko.
- Ty za to wiesz na pewno…prawda?
- Wiem, dlatego Cię ostrzegam – rzuciłem ostro, nadal mocno zdenerwowany, bynajmniej jego słowami – wytłumacz mi o co chodzi, zanim wdepniemy w większe kłopoty, niż możesz sobie wyobrazić – dodałem już ciszej – Jeśli jest tam ta Sinead, to ja wyciągniemy…tak myślę, ale musisz mi wytłumaczyć o co chodzi. Ja wiem tyle, że znajdują się tam wampiry – a to zawsze jest związane z niebezpieczeństwem….
- Wiem, że wiesz...czuje u Ciebie podobny cień…co tam – spoglądał na mnie ponuro, mierząc mnie wzrokiem. Drgnąłem lekko. Coś wiedział?
- Sam sobie tam nie poradzisz, niezależnie od tego, co sobie o mnie myślisz, chcę pomóc. Jeśli jest tam ktoś z wioski, zrobię wszystko, by pomóc – dodałem jeszcze patrząc tępo w krwistą czerwień liści.
Elf skrzywił się, jakby cos go szarpnęło, spojrzał gdzieś w bok nieprzytomnie.
- Jest tu z nami duch, który mnie zmusił do przyjścia tutaj. Powiedział...a raczej powiedziała, że Sinead jest więziona przez Dimitra.
- Duch? – nie sądziłem, by miał powód teraz do żartów, ale rozejrzałem się wokoło.
- Tak, ma na imię Mary...
- A czemu ten Dimitri trzyma kogoś od nas z wioski? Szczególnie, że…- odkaszlną cicho- wampiry nie mają w zwyczaju trzymać swoich ofiar…- nie patrzyłem mu w oczy, ale elf nie zwrócił uwagi na moje tłumaczenia.
- On myśli, że Sinead to Mary…- elf znowu się skrzywił, po raz kolejny spoglądając gdzieś obok siebie – musimy ruszać…teraz zostawił ją samą, ale niedługo się pojawi obok niej…pośpieszmy się.
- A wiesz…że sa tu jeszcze inne...stworzenia nocy? – powiedziałem spoglądając w mrok.
Astaroth odwrócił się na chwilę i pokręcił głową.
- Inne nas nie dostrzega teraz…Mery nas pilnuje – po czym wskoczył na swego jednorożca i ruszył za niespokojnym Suessem. Innego wyjścia nie było. Ruszyliśmy za nimi.
Noc wydawał się nadzwyczaj cicha. Nie odstępowało mnie oczywiście to przerażające przeczucie o niebezpieczeństwie kryjącym się w mroku obok, ale Astaroth pewnie prowadził, jakby doskonale wiedział gdzie ma iść. Czasem czuł to zimne odczucie, że ktoś im się przygląda, ale trwało zawsze chwilę, by zniknąć niczym rozpływająca się mgła. Stanęli przed ponurą, strzelista budowlą z kamienia. Przypominała zamczysko, ale zdecydowanie już minęły lata jej świetności. Teraz, na wpółupadła budowla przypominała raczej siedzibę strzyg…choć niedaleko było od prawdy.
Stąpający w miejscu, nerwowy Suess niemal tańczył przy ciemnym wejściu, otwartym na całej długości. Widać właściciel nie obawiał się intruzów. Iriael westchną ciężko i wszedł za pozostałymi w ciemność wampirzego zamku. W mroku znowu usłyszał łaknie.

<Sinead, kontynuuj>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz