poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Od Amersau do Archibalda Kaana "Strzały" cd.

I po kiego gwinta starać się być uprzejmym? Wrodzona uszczypliwość podpowiadała mi, że każdy zasługuje na mój jakże promienny i zgryźliwy uśmiech. Szczególnie jeśli trafiasz na jeszcze bardziej jaśniejący majestatem sarkazmu odpowiedź…ale jeśli myśli, że trafił na kolejną słodką zapłakaną istotkę, co to po kilku jakże przemiłych słowach pobiegnie obrażona skarżyć pięknolicym chłoptasiom…to się oczywiście pomyli – na swoje szczęście. Swoje sprawy załatwia sama i po swojemu. Do tego z przyjemnością je załatwiała, z lubością i wielką satysfakcją, a im więcej przy tym słów, tym większą radość miała. Tak była złośliwa i tę cechę uwielbiała, także u innych. I co to wszystko w takim razie miało znaczyć? Ano tyle..że od razu polubiła pana Archibalda. Choć zapewne, niewiele osób cieszyłoby się z tak specyficznie okazywaną przyjaźnią.
Do tej pory większość elfów, które spotkała z przemiłym usposobieniem unikała jej osóbki niczym ognia, w którym się specjalizowała. Co ona przypala, czy straszy?.. Nie żeby się tym jakoś przejmowała, ale traciła okazję do ulżenia naturalnemu słowotokowi, który jeśli nie wykorzystany – kumulował się w postaci ognistych pyskówek na niczemu winnych spotykanych.. (tu wstawić cokolwiek co spotka). Oczywiście nie dano jej okazji do poznania wszystkich mieszkańców, a „ofiary” na które się czaiła ostatnio wciąż jakoś znikają z pola jej widzenia. Tak, tak, wzmożone akcje patrolowe i w jej przydziale miały swoje 15 minut (bo pierwsze 5 poświęciła na komentarze, drugie 5 na tłumaczenia i dopiero ostatnie na rzeczywistą funkcję).
Nie licząc oczywiście faktu, że od chwili otrzymania funkcji przywódcy łowców otrzymała całą masę niepotrzebnych zadań, które każdy inny z lubością puściłby gdzieś w dymy, ona oczywiście próbując na sam początek wywiązać się choć z jednego zadania, powędrowała w kierunku jedynego aktualnie miejsca, w którym dostać można nieszczęsne strzały (i wcale nie miało to związku z podpaleniem przypadkowych takowych kilku). 
Oczywiście spodziewać należy się niespodziewanego, dlatego jegomość, którego spotkała na ganku sklepiku nie okazał się starym, zgryźliwym, czy zboczonym mrukiem (nie jej wina, że do tej pory prawie każdy sklepikarz takowych przypominał). Ów Archibald jak się przedstawił, po krótkiej, acz zdecydowanie ciekawej rozmowie odmówił jej jakichkolwiek roszczeń do leżących przed nim strzał. Przez jedną sekundę, która jednak szybko zgasiła, miała ochotę puścić z dymem cały ten stosik, ale…nawet Amina wytargała by za to jej nieszczęsne kudełki. No i…zbytnio liczyła na kolejną konfrontację, którą planowała za chwil kilka.
Wróciła tylko po jedną rzecz...albo może nie rzecz a pseudoistoty. 
Wracała do sklepiku w doskonałym humorze i na powitanie od razu rzuciła Archibaldowi promienny uśmiech.
- Widzisz…chciałam Ci przedstawić swoich dwóch przyjaciół – wyciągnęłam z torby dwa nieco owalne kamienie o długości całego przedramienia i postawiłam przed nim. Oba „kamienie” po chwili zaczęły się jarzyć, pojawiły się dwa dołki na oczy i jeden szeroki na usta. Poruszyły się i wstały.
Archibald przyglądał się tylko z mieszanina zaciekawienia i kpiny.
- Popatrz…to sa moi przyjaciele..ten z lewej ma na imię…czekaj…Mortimer!, a z drugiej strony to Eller. I teraz…powiedzcie mi moi drodzy przyjaciele…czy pozwolicie mi dostać strzały, które tak bezpańsko leżą sobie obok pana przed wami?
Oba „stworzenia” niepewnie spojrzały na rudowłosą, potem na siedzącego Archibalda, po czym na obiekty, o które roztaczał się cały „spór”, by po chwili wspólnie wypowiedzieć schrypiałe, ale głośne „TAK!”.
- Widzi pan Archibaldzie, jakich mam wspaniałych przyjaciół? I Mortimer i Eller zgodnie odstępują mi te strzały i spokojnie możesz ich wpisać na listę rezerwową…
Mimo, że w duchu liczyła na choć maleńką szansę dostrzeżenia zdenerwowania czy wściekłości, na jego licach, ale zamiast tego była świadkiem rosnącego wielkiego grymasu zwanego uśmiechem i tego szczególnego dla maleńkiej grupy osób błysku w oczach. 
„Ohoho..może jednak dzień będzie dużo ciekawszy niż zakładała…?”

<Archibaldzie dokończysz?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz