Otworzyłam oczy i podniosłam wtuloną do piersi Ismaela głowę. Lekko drżałam.
-Co się stało? - zapytałam cicho.
-Nic takiego, chodźmy... - Ismael uśmiechnął się do mnie. Jego oddech wracał do normy. Oboje podnieśliśmy się lecz zgięłam obydwie nogi.
-Nie umiesz stanąć? - zapytał z troską elf.
-Nie, dam sobie ra... - niedokończyłam gdy elf wziął mnie na ręce. Uśmiechnął się i ruszył przed siebie.
-Ej, przecież dam radę, to tylko skurcz.
-Nie będziesz się przemęczać.
-No ale... - znów nie dokończyłam widząc że elf patrzy na mnie. Zamilkłam i spuściłam wzrok. Ismael zaśmiał się cicho.
-Co się wydarzyło? Czy tobie nic nie jest? - pytałam zmartwiona.
-Mi nic nie jest, ale teraz ważne jest to abyś ty się dobrze czuła.
-Ismael - spojrzałam na niego poważnie - martwię się o ciebie.
Elf stanął w mniejscu. Spojrzał na mnie.
-Zapewniam cię, jestem cały. - powiedział czule.
Skinęłam lekko głową. Chwilę popatrzałam na niego a elf ruszył dalej. Nagle cos zrobiłam... dałam mu całusa w policzek po czym wtuliłam się w jego pierś z widocznym rumieńcem na twarzy i zamknęłam oczy. Elf spojrzał na mnie po czym uśmiechnął się szeroko. Zaczynało się robić ciemno.
-Może... - elf spojrzał na mnie - może gdzieś przystaniemy, w końcu wyszliśmy już z lasu...
-Jak sobie życzysz - Ismael uśmiechnął się ciepło.
Dotarliśmy po chwili do opuszczonego obozu, były w nim cztery duże namioty, a po środku nich ognisko, niedawno spalone. Oboje spojrzeliśmy w tamtą stronę.
<Ismael, dokończysz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz