czwartek, 29 sierpnia 2013

Od Aminy "Wojna cz.2 - bitwa...!"

Poranna mgła zaczęła znikać. 
Podjechała do mnie Deschen i zaczęła: 
 - Amino, już czas. - Skinęłam głową odwracając się od wioski popędziłam na sam przód polany, przed wojowników i Davosa. Przed wejściem nic jeszcze nie było, jednak z oddali słyszałam krzyki bitewne innego plemienia. 
Pochyliłam się w siodle i czekałam. W końcu zobaczyłam pierwszą postać wyłaniającą się zza drzew. 
Myślałam, że mogłabym pójść na rozejm i zapytać się o co chodzi, ale stwierdziłam, że ten kto zaatakuje raz zrobi to ponownie i nie ma sensu nic odkładać. Wierzyłam w nas. 
 - UWAAGAAAAAAAAAA! - krzyknęłam. 
Wyznaczyłam sobie Rebeccę na posłańca wojennego, ponieważ była jednym z uczniów, które doskonale znają zakamarki wioski i wszędzie się wcisną. Właśnie oznajmiła mi, że z tyłu nikt nie nadchodzi. 
 - To dobrze. Proszę, bądź tam na warcie i informuj mnie o wszystkim niepokojącym. I.. uważaj na siebie - Rebecca uśmiechnęła się blado i popędziła do reszty uczniów na sam koniec. 
Od plemienia przeciwnego dzieliła nas wielka polana. Oni wciąż się schodzili, więc postanowiłam to wykorzytać, aby pierw wybić tych z przodu, a potem zagłębić się w las i oddalać się jak najbardziej od wioski. Wszystkim wysłałam ten plan telepatycznie.  
 - DOOOO ATAAKUUUUUUUUU! - wrzeszczałam i podniosłam swój miecz w górę. W tym samym momencie ruszyłam galopem wraz z innymi wojami, a łowcy zaczęli naparzać strzałami. Dzięki szybkości Naviery jechałam pierwsza. Jednak za mną słyszałam stukot kopyt koni wojowników. 
Wjechaliśmy w siebie i rozpoczęło się. To, co pozbawiło większość elfów rodziny, przyjaciół i zwierząt. Ta straszna męczarnia i tortury, które większość z nas traktuje jak osobiste życiowe przekleństwo. No cóż, musimy tego dokonać, musimy zabić przeciwników. Nie bać się śmierci i poświęcić się dla innych - dla nowej rodziny i nowego życia! 
Kiedy wepchnęłam miecz w przeciwnika, obróciłam głowę w prawo i zobaczyłam Sentisa, Arwenę, Iriaela i Allison, którzy świetnie sobie radzili. Byłam pełna podziwu jak władają mieczem! Sentis właśnie miał przy sobie 6 przeciwników, jednak jego zdeterminowany wyraz twarzy dawał mi do zrozumienia, że daje sobie radę. Allison pędziła przez las i na Legendzie dobiegła do tych najdalszych i ich zaatakowała. Arwena i Iriael walczyli obok siebie i w bitwie stanowili parę. 
Właśnie odcięłam rękę jednemu z przeciwników i obróciłam głowę na lewo. Victoria, Ryan, Raven i Kiler utworzyli kwadrat, do którego zapędzali wrogie elfy i "się nimi bawili". 
"Pomysłowe" - pomyślałam. Byłam na prawdę pełna podziwu. 
Obróciłam Navierę i popędziłam na zbocze, gdzie dwa wrogie elfy próbowały się sturlać do Jeziorka Młodości, z którego bardzo łatwo dostać się do wioski. Naviera zdepnęła ich kopytami, a ja poodcinałam dłonie i stopy. 
W tej samej chwili coś bardzo mnie zdziwiło. Obok mnie latały kule światła, które umie tworzyć tylko jeden elf. C...Coraline?! Jak to?! 
 - Co ty tu robisz? Byłaś ranna! - krzyczałam, by mnie usłyszała. 
 - Chęć i determinacja, no i oczywiście czary Fenrisa - odkrzyknęła i  uśmiechnęła się szeroko. 
W tym samym czasie podjechał do mnie zmęczony Kastiel z zakrwawionym mieczem. 
 - Amino, z tyłu potrzebują pomocy! Nadzieja jest bardzo ranna! 
 - Jedziemy! 
Okazało się, że Nadzieja uratowała Amandę przed strzałem z łuku. Fenris i Archibald szybko zabrali ją do wioski, gdzie czekała na nich Elinor i Thea. 
Pogalopowałam na wzgórek, aby pomóc Rose. Była sama na czterech. Właśnie włócznią przebiła serce jednego, gdy upadła na kolana z włócznią w plecach.
 - ROSEEE! - wrzasnęłam i momentalnie wkurzona wjechałam w to kółko i zabiłam 2 elfy. Jeden zaatakował mnie i przewróciłam się na ziemie i bardzo mocno skaleczyłam dłoń. Jednak kamieniem, który miałam pod ręką walnęłam w twarz wojowi i upadł na ziemię. Szybko wstałam, zawołałam Arwenę, która akurat skończyła ze swoim przeciwnikiem i razem zaniesliśmy ją w róg polany, gdzie przejął ją Archibald. Arwena pojechała na sam środek walczyć dalej, ja natomiast postanowiłam skontrolować obrzeża polany. Kastiel pojechał ze mną. 
W rogu zobaczyliśmy coś bardzo dziwnego. Aqua, nasza nowa elfka, zamiast walczyć, rozmawiała z wrogiem! Kastiel podjechał tam szybko, i już chciał odciąć mu głowę, ale Aqua podstawiła się za niego i elf w ostatniej chwili się powstrzymał. Wtedy zainterweniowałam ja. 
 - Aqua, odsuń się, albo sama go zabij! 
 - NIE! - zaprotestowała, chwyciła wroga za rękę i pobiegła gdzieś do lasu. Powiedziałam Kastielowi, że zajmiemy się tym później, bo w tej samej chwilij podjechała Rebecca i powiedziała, że Amersau została ranna, ponieważ odepchnęła Iriaela w ostatniej chwili spod toporu wroga. 
Nie miałam czasu jechać do wioski, ale zapytałam się telepatycznie Fenrisa czy jest bardzo źle. Naszczęście nie, to tylko złamana ręka. 
W tym samym czasie Ismael oddalał się od swoich uczniów, którzy całkiem całkiem sobie radzili. Zabili już nie jednego wroga i pewnie Ismael pomyślał, że dalej dadzą radę sami. Nauczyciel gnał do Deschen. Pognałam za nim, po drodze odcinając głowę jednej z przeciwniczek. Dołączyła do mnie Kiler i powiedziała:
 - Coraline i Sentis jadą sprawdzić, czy nikt nie uciekł z pola bitwy do wioski lub nie ukrył się gdzieś w terenie!
 - Jedź z nimi! Poradzimy sobie! - krzyczałyśmy, ponieważ było bardzo głośno. 
Jednak powoli już wszystko cichło. W lesie zostało tylko kilku wojów, a na polanie kilkunastu. To byli ci najdzielniejsi, najlepsi. 
Wtedy się stało. Zagapiłam się na Iriaela, który pchnął Deschen do przodu, gdyż Jednorożec z przeciwnego plemienia chciał dźgnąć ją w plecy, i oberwałam. Bardzo mocno, w głowę. Niedaleko mnie stała Raven, która podbiegła do mnie.
 - Amino, w porządku? 
 - Tak - uśmiechnełam się blado, a zbroja zaskrzypiała. - Do walki, wojowniczko! 
 - Nie trzeba, wygraliśmy!!! - wrzeszczała ucieszona i mnie przytuliła.
Wstałam i obkręciłam się do okoła. Wszystkie elfy z naszej wioski przytulały się, skakały, lub... całowały? "No proszę, Deschen i Ismael idą na całego" - pomyślałam i uśmiechnęłam się. Podeszłam do Davosa i bardzo, bardzo mocno go uścisnęłam, a po miniucie wszystkie elfy do nas podbiegły i zaczęliśmy sobie gratulować. Bitwa wygrana! 
:) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz