wtorek, 20 sierpnia 2013

Od Ismaela do Deschen i Davosa "Moc ziemi" cd.

Dni, które ostatnio pędem przenikały przez wioskę obfitowały w liczne w wydarzenia. I tyczyło się to tak samych niespokojnych przygotowań do „czegoś” (bo do „czegoś” na pewno się szykowali i strażnicy i łowcy i wojownicy), tak i samych nowych osobistości zawitałych jako nowi członkowie wioski. Niby z niego „tylko” nauczyciel mocy, ale i tak miał pełno roboty, tak począwszy od nauczani kilku podlotków, jak i na wykonywani dodatkowych zadań, które zlecał mi choćby Davos.
Teraz potrzebował zwyczajnie chwili spokoju. Nie mógł skupić się na ostatnim czarze, więc skorzystał z ostatniej manii swego brata – wędrówek wokół terenów wioski. Przechadzał się więc wokół tych lasków i jeziorek, które iskrzyły się…zupełnie jak ich nazwy (pomysłowości szefowej musiał pogratulować).
Bezmyślnie prawie mijał majestatycznie wykrzywione dęby, który w dziwny sposób przypominały mi miny niektórych znerwicowanych ostatnio elfów…
- O a ten to nawet Iriaela przypomina – rzekł ze śmiechem, tym razem przyglądając się dłużej nieco nadpróchniałej posturze starszego drzewa. Nawet „nadpróchniały” pasowało do jego aktualnego stanu umysłu…
- Oj to by mi dopiero się wściekł, gdybym zaproponował mu tak słodkie porównanie… - I w tym momencie umilkł, bo jego oczom nieco dalej ukazała się postać elfki. Trzeba dodać, że ślicznej elfki, a na takie zjawiska był wyczulony jak mało kto... 
Już miał się odezwać i popisać swoją uwodzicielską elokwencją, gdy jednak zdał sobie sprawę, że elfka absolutnie nie dostrzega w nim żadnego humanoida. Od ponad godziny bowiem wędrował sobie w postaci czarnego kota… Więc raczej jego słowa zabrzmiały by raczej jako bardzo uwodzicielskie „miaaaaau miau miaau, miau miaaau?”
Westchnął w duchu i podreptał cichutko - jak przystało na kota – do elfki, której imię sobie przypomniał…Deschen.
W sumie, ciekawszym jeszcze wydawał się jeszcze inny fakt. Stał i przyglądał się elfce, przekrzywiając lekko głowę na bok, co robił zazwyczaj w chwilach dużego zainteresowania…kogóż bowiem nie zaciekawi piękna elfka..obejmująca…drzewo?
I już miał zmienić się w swoją naturalna postać i zaserwować łobuzerskie pytanie – „Witam śliczną panienkę…czy mógłbym zapytać, czemuż to tak tkliwie tulisz się do tego drzewa…?”, gdy dostrzegł jeszcze jedną postać, która zbliżyła się do Deschen. „uhuhu…toż to sam Davos, przywódca…”. Wycofał się więc śpiesznie, ale nie uniknął usłyszenia rozmowy, która się miedzy nimi wywiązała. „A więc jednak wszelkie przypuszczenia o stanie zagrożenia były słuszne…”
Dotarł więc za nimi do jeziorka, usiadł obo Davosa na brzegu, po czym bez skrępowania wrócił do swej naturalnej, elfiej postaci.
- Czyli jednak problemy…Szefie?
Oczywiście nie mógł sobie pozwolić na żarty, ale delikatną satysfakcję miał, gdy Davos nieco zaskoczony spostrzegł jego osobę.

<Deschen, Davos dokończycie?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz