Miała wrażenie, że ostatnio wszyscy wpadli na ten sam doskonały pomysł samotnego wędrowania po okolicach należących do wioski. I tu impas – zamiast znaleźć chwilę spokoju, co chwilę napotykało się jakąś elfkę czy elfa… Miała też wrażenie, jakby każde z nich chodziło właśnie po to, by spotkać kogoś komu się..nie wiem …wygada? Oczywiście jej osoba i prominenno-złosliwy uśmiech szybko krzyżował takowe plany, więc mijali ją tylko kiwając śpiesznie głową na pożegnanie.
Teraz więc nie umiała się zdecydować…czy ponaprzykrzać się tym pielgrzymom, czy może pozwiedzać osamotnioną wioseczkę.
I nie, żeby nie było, że z niej maruda (choć ostatnio chyba się temu nieco poddawała i często odpowiadała burknięciem do tych kilku nielicznych osób, które podejmowały trud z nią rozmowy), to zdecydowanie miała dużo zajęć. To niepokój w wiosce spowodował aktualny, nerwowy stan, więc o sprzeczkę było łatwo.
Swoją energię zaś ładowała ostatnio przy dwóch osóbkach. Oczywiście przy Aminie, która łagodziła jej nerwy i przy Panu Archibaldzie (jak go nazywa niezależnie od prób wyperswadowania jej tego przez samego Archiego), który wtórował jej ciętym językiem, więc z lubością oddawała się złośliwym uwagom, które strzelały w obie strony (Amersau – Pan Archibald i Pan Archibald – Amersau) z prędkością, która czasem nawet nią samą zaskakiwała. Oczywiście nie omieszkała uszczypliwie wspominać, że lepiej mu wychodzi takie strzelanie…
Każdy jednak ma i swoje życie, więc nie mogła cały czas zawracać gitary tej dwójce. Tak było i teraz.
Chyba całkiem nieźle wywiązywała się z obowiązków i ba…nawet dostrzegała ten nieliczny błysk szacunku u niektórych… I z tej racji, aktualny wieczór miała wolny. Stała więc na granicy samej wioski i przyglądała się krytycznie swoim włosom. No tak…mżawka, która dziś cały dzień okładała wszystkich – nie miała litości nawet dla niej.
-Ehhh…Amersau…zrzęda dziś z Ciebie…- pomyślała i ruszyła jednak w kierunku Wodospadu. Może nieco na przełaj, aby też nie denerwować tych wędrujących udeptanymi ścieżkami.
Pamiętała, że obok wodospadu było jedno przyjemne miejsce, przy którym ostatnio odpoczywała. Osłonięta z jednej strony ścianą spienionej wody, z drugiej ogromnej wielkości dębami, z trzeciej zaś skalnymi wieżycami wzgórza. Dekoracji dopełniało w centrum maleńkie jeziorko, a właściwie rodzaj oczka wodnego, otoczonego licznymi skałkami, i kamieniami…które po podgrzaniu pozwalały na symulację gorących źródeł...ściślej, to ona żarliwą sugestią przekonywała nieczułe kamienie do gorących wyznań..i podgrzewania wody.
Cały jej plan jednak pozbierał manatki bardzo szybko, kiedy przy JEJ bajorku (jak je pieszczotliwie nazywała) dostrzegła niezaproszonego gościa.
Przy owym niespełnionym marzeniu, jakim było owe bajorko siedział nie kto inny, jak sam pan Niedostępny..czyli Kastiel.
Była na tyle głośna, że na pewno zdawał sobie sprawę z jej obecności, ale ten bezczelnie ignorował jej osobę i beztrosko moczył stopy w MOIM bajorku. Widać po ostatnim razie woda nadal utrzymywała ciepło. Niecierpliwie chrząknęła, ale widocznego skutku nadal nie było…
W końcu poirytowana podeszła na tyle blisko, by stanąć za nim.
- Przepraszam szacownego elfa…ale…czy mogę ustawić się w kolejce i także zażyć radości nagrzania swego tyłka, w tym jakże szacownym oceanie?
<Kastiel, dokończysz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz