- Gotowa? - spytałam podekscytowana.
Spełniałam właśnie jedno z moich najskrytszych marzeń. Pierwszy raz od wielu, wielu lat poczułam się jak malutka dziewczynka, która dostaje lizaka z najwyższej półki, którego nie mogła dosięgnąć.
- Nie do końca, ale niewiele mi zostało - roześmiała się i opadła na skrzypiące łóżko - Musimy poprosić Finezję i Theę o trochę prowiantu na drogę - mruknęła - Resztę załatwimy same.
- Masz zupełną rację - przytaknęłam - To może ja udam się do Finezji, a ty do Thei?
- Okej, zaraz wyjdę, tylko dopakuję kilka ważnych rzeczy.
Uśmiechnęłam się i wyszłam z jej domku. Udałam się w stronę domku Finezji i zapukałam. Odpowiedziała mi głucha cisza.
- Nie ma mnie - usłyszałam za plecami oschły ton.
Odwróciłam się, a za mną stała nasza łowczyni, w całej okazałości. Jak codzień trochę mroczna, ale taka, z którą dało się porozmawiać.
- Cześć, Finezjo. Jest sprawa. Razem z Allison wyruszamy do Pałacu w Samotnym lesie i...
- Powodzenia - uśmiechnęła się lekko - Nie rozumiem tylko, na co liczysz z mojej strony?
- Polujesz na zwierzęta. Masz może w zanadrzu jakiegoś dzika czy sarnę, abyśmy w drodze miały co przekąsić? Choćby niewiele, nie zamierzamy się wlec jak ślimaki.
- Tak, mam. Sądzę, że tyle powinno wystarczyć - zniknęła za domkiem, w starej, sypiącej się szopie, z której wyłoniła się z trzema kaczkami i kawałkiem jakiegoś mięsa.
- Tutaj jest reszta sarny upolowanej wczoraj, a tu świeże kaczki, upolowane przed chwilą - mrugnęła do mnie - Mam nadzieję, że trafiłam w wasz gust, nie znam elfa, który nie lubiłby kaczek.
- Allison je wielbi - uśmiechnęłam się - Bardzo ci dziękuję.
Wzięłam zdobycze i udałam się z powrotem do przyjaciółki. Zapukałam, lecz nikt nie odpowiedział, więc nacisnęłam klamkę. Okazało się, że Allison śpi. Walcząc ze sobą, aby nie wybuchnąć śmiechem, odłożyłam martwe zwierzęta i wyszłam z domku, aby udać się do Thei - zbieraczki.
Nie mieszkłada daleko, a zanim zdążyłam dwa razy stuknąć dłonią w drzwi, przede mną stała już Thea, jakby czekała na gościa.
- Hej... Czekasz na kogoś? Może przeszkadzam? - zasugerowałam.
- Ależ skąd! Miałam iść do lasu po jakieś owoce, bo zapasy się kończą, ale to może chwilę poczekać, Celtio, w końcu rzadko mnie odwiedzasz!
Moje policzki oblał rumieniec. Głupio było mi się przyznać, że i tym razem przyszłam do niej jedynie po prowiant.
- Przykro mi Thea, ale wybieram się jutro w podróż i nie mam zbytnio czasu, planowanie, pakowanie i te sprawy - zaśmiałam się nerwowo - Obiecuję, że wszystko nadrobimy po moim powrocie! A dzisiaj chciałam tylko... Wiesz, trochę owoców. Allison miała tutaj przyjść, ale bidulka zasnęła - parsknęłam wzdychając.
- Cała ona - zawturowała mi - Poczekaj, pójdę po najlepsze zbiory jakie mi zostały, a ty wybierz sobie z półki zioła, które mam ci zapakować - Thea wskazała na półeczki ze słojami, do których wciśnięto zielone listki i pędy.
Wybrałam kilka najważniejszych i najpotrzebniejszych ziół, kiedy usłyszałam nerwowe pukanie.
- Thea, chyba znowu ktoś przyszedł! - zawołałam.
Zbieraczka czym prędzej wyszła z tajemniczego pomieszczenia, odłożyła owoce na stolik pod ścianą i szybko otworzyła drzwi. To Allison.
- Celtia? A ty co tu...? - zająkała się - Fakt, zasnęłam, a ty nie chciałaś czekać...
- Nie ma sprawy - roześmiałam się - Przynajmniej dowiedziałam się, że muszę częściej składać wizyty Thei. A ty co, całą noc nie spałaś, że nadrabiasz w dzień?
(Allison śpiochu! :D)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz