niedziela, 25 sierpnia 2013

Od Raven "Nasza podróż" cd.

Przez cały dzień, między mną a Ryanem panowała ciężka atmosfera. Nadal w powietrzu można było wyczuć konflikt między nami. To głównie ja wściekałam się na niego, za tą decyzję, którą podjął i za to, że mnie nie słuchał. Ciężko było mi o tym myśleć, bo bolał mnie brak porozumienia między nami. Postanowiłam jednak zasnąć wcześniej, nie myśląc o tym, by dobrze się wyspać. W końcu następnego ranka czekała mnie podróż, którą tak długo odwlekałam...
Gdy zerwałam się o świcie, Ryan przygotowywał konie. Widać nie chciał stać się dla mnie ciężarem podróży, a ułatwieniem jej. Szanowałam to.
Po porannej toalecie wzięłam swoją broń, która w tej chwili była pod postacią metalowej laski, pozłacanej i zdobionej różnymi znakami, wyrytymi na trzonku; i ruszyłam w stronę szafy.
Wyciągnęłam z niej pelerynę i narzuciłam na siebie, nie zakładając kaptura. Chciałam w niej po prostu ukryć swoją osobowość, aż do dojścia do zamku. Chyba nie wszyscy musieli wiedzieć kim jestem, prawda ?
Gdy wyszłam z domku, Ryan od razu do mnie podszedł.
- Dzień dobry, Raven. Chciałbym cię przeprosić za moje wczorajsze humory. Proszę, wybacz mi. - powiedział spokojnie.
- Ryanie... to ja powinnam cię przeprosić. Wybacz. - odpowiedziałam z ulgą na sercu, wiedząc, że na razie zażegnaliśmy konflikt między nami.
- Śniadanie zjemy po drodze; nie warto marnować czasu. - oznajmił i uśmiechnął się do mnie niepewnie.
- Jasne, żaden problem. W końcu chcemy tam dojść jak najszybciej. - odpowiedziałam i odwzajemniłam uśmiech.
W wiosce wszyscy jeszcze spali. Nie było potrzeby, aby budzić Aminę, ponieważ wczoraj wieczorem się z nią pożegnaliśmy, jednak dla pewności zostawiłam jej kartkę, że już wyruszyliśmy.
Przejście wszystkich naszych terenów zajęło nam cały dzień, dlatego rozbiliśmy obóz zaraz po zmroku, by nie narażać się na niebezpieczeństwo.
Właściwie, dzień spędziliśmy w milczeniu. Po męczącej przeprawie przez nasze tereny, położyłam się w pobliżu ogniska, opierając głowę o poduszkę, którą wziął dla mnie Ryan. Z resztą sobie też jedną wziął.
- Zostawimy zapalone ognisko - w ten sposób odstraszy ono dzikie zwierzęta. - powiedział.
- Oczywiście. Możemy w nocy robić sobie zmiany w pilnowaniu ogniska - dla mnie to żaden problem. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Nie, Raven. Podróż jest dla mnie mniej męcząca niż dla ciebie, dlatego ty będziesz spać przez noc, a ja zajmę się ogniskiem.
- Chciałam pomóc. - odpowiedziałam nieco zmartwiona zachowaniem Ryana. Coś było nie tak - on zachowywał się jakoś nieswojo.
- Nie musisz. Poradzę sobie.
- Dlaczego się tak dziwnie zachowujesz ? Jeżeli coś cię trapi, zawsze możesz mi o tym powiedzieć. Chyba mi ufasz, prawda ?
Ukląkł przede mną i wziął mnie za rękę.
- Raven, ufam ci jak nikomu innemu. Po prostu nie chcę cię zamartwiać.
- O ile dobrze pamiętam, nie jesteśmy tylko przyjaciółmi, więc powinnam wiedzieć wszystko, co cię męczy. No chyba, że się grubo mylę.
- Nie mylisz się. Czy naprawdę chcesz to wiedzieć ? - odpowiedział strapiony.
- Oczywiście. Pamiętaj: z każdym problemem sobie poradzimy - wzięłam go pod brodę i zmusiłam, żeby się na mnie popatrzył, po czym uśmiechnęłam się do niego pocieszająco.
- No dobrze, powiem ci. Ostatnio, gdy spacerowałem po lesie, rozmyślając o… nieważne. No więc spacerowałem sobie i napotkałem ślady na jednej z ubocznych dróżek. Były to ślady, jakiś łowców zamieszkujących te tereny. Sęk w tym, że nie martwię się o to, jaką broń mają, lecz o ich zamiary i –w tym przypadku- ich liczbę. Śladów odnalazłem bardzo dużo. Być może ich wszystkich jest więcej niż wszystkich z naszej wioski – co będzie jeżeli… nas napotkają na swojej drodze ? Boje się o ciebie Raven.
- Posłuchaj mnie Ryanie. Chyba nie zapomniałeś już o naszych zdolnościach do przemiany ? I o moich skrzydłach, twojej sile, mojej broni i o wielu innych naszych pozytywach ? Przestań się już zamartwiać. Zapewniam cię, że sobie poradzimy i wyjdziemy z tego bez szwanku; masz moje słowo.
Pocałowałam go. Był cały zesztywniały, spięty. Za bardzo bał się o moje bezpieczeństwo, więc musiałam go jakoś uspokoić.
- Lepiej ? – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niego pocieszająco.
- Teraz tak. – odparł z łobuzerskim uśmieszkiem na twarzy.
Oboje zaczęliśmy się śmiać. Po zjedzeniu kolacji położyłam się spać, ale Ryan nie dał się przekonać i pozostał przytomny przy ognisku.
Kiedy rano się obudziłam, Ryana i koni nie było. Zdziwiłam się, bo wszystkie rzeczy, które ze sobą mieliśmy zostały, a Ryan i konie gdzieś zniknęli. Wstałam, przeciągnęłam się i oprzytomniałam. Rozejrzałam się wokół, jednak po nikim nie było ani śladu. Co mogło się stać ? No, nie. Raczej Ryan nie zostawiłby mnie kilka kilometrów od wioski, samej z ciężkimi bagażami, kiedy zobaczył kilka dni wcześniej ślady łowców. To do niego nie podobne - poza tym rzeczy. Kto normalny zostawiłby je, mając tam wszystko, czego potrzeba do przetrwania ? Ognisko było zapalone. Więcej - to wyglądało, jakby ktoś dopiero dorzucił drewna do ognia. Czyli coś musiało się stać lub po nocy na twardej ziemi, straciłam umiejętność logicznego myślenia. 

CDN!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz