czwartek, 22 sierpnia 2013

Od Archibalda Kaan'a do Amersau "Strzały" cd.

Wróciła.
Jasne, że wróciła, po tak ujmującym pokazie uroku osobistego jaki odstawiłem przed chwilą nie mogła przecież porzucić tak po prostu naszej uroczej pogawędki. Tym razem nie pofatygowałem się by przerwać wiązanie strzał i wstać na powitanie. Uśmiechnęła się szeroko i, znów bez żadnych wstępów, powiedziała:
- Widzisz…. Chciałam ci przedstawić swoich dwóch przyjaciół.
Przyjaciół? Jakich? Wyimaginowanych?
Wyciągnęła z torby dwa spore kamienia. Uniosłem brwi. Co jak co, ale skał się nie spodziewałem. Czyżbym nie tylko ja miał tak beznadziejne życie towarzyskie by gadać od czasu do czasu do przedmiotów?
Kamienie nagle zaczęły nabierać temperatury, rozjarzyły się lekkim światłem topionej skały, aż w końcu w momencie gdy miały rozpłynąć się po deskach ganku nabrały sił i uformowały się w dwa kształtne ludziki.
- Popatrz…. To są moi przyjaciele. Ten z lewej ma na imię…czekaj…Mortimer!, a z drugiej strony to Eller. I teraz…. Powiedzcie mi moi drodzy przyjaciele czy pozwolicie mi dostać strzały, które tak bezpańsko leżą sobie obok pana przed wami?
Stopione kamyczki spojrzały jakby nie rozumiejąc do końca o czym się do nich rozmawia, ale w końcu zgodnie wychrypiały "Tak!". Elfka uśmiechnęła się jeszcze szerzej, a dwa stworzenia na ten widok wręcz pojaśniały z samozadowolenia.
- Widzi pan, Archibaldzie, jakich mam wspaniałych przyjaciół? I Mortimer, i Eller zgodnie odstępują mi te strzały i spokojnie możesz ich wpisać na listę rezerwową…
- Mów mi Archie - mruknąłem odruchowo. Wstałem, wyciągnąłem pomięte druczki z kieszeni spodni i po teatralnym przejrzeniu ich dodałem rażąco nieprawdziwie zmartwionym tonem - Niestety podpisy w rejestrze wypełnione były przez elfów, nie przez skały. I przez elfów muszą zostać zatwierdzone. Inaczej zapanuje chaos, zniszczenie, meteoryty i tak dalej, rozumiesz pewnie... - uśmiechnąłem się jak potrafiłem najuprzejmiej. Odpowiedziała równie ironicznym i równie fałszywym uśmiechem.
Kamyczki stały z niepewnymi minami na ganku kołysząc się lekko i pomrukując coś jakby zmartwione najwyraźniej nie do końca pojmując sytuację. Trąciłem jednego stopą, na co on zabulgotał z oburzeniem i zamachał krótkimi rączkami.
- Często się bawisz skałami? Czy też to twoja własna wersja wyimaginowanych przyjaciół? Przyznam, że wygląda dość ciekawie, choć niezbyt... okazale.
Oczka jej się zwęziły, choć nie zmieniła wyrazu twarzy.
- No proszę, dusza towarzystwa się znalazła. Nie ja siedzę przed domem całymi dniami utrudniając innym życie - zauważyła z przekąsem.
- Siedzę, bo zarabiam - zaznaczyłem z godnością i opadłem na fotel, zakładając ręce za głowę i wyciągając wygodnie nogi - A jak tam w lesie, przyjemnie się biega za dzikami?
- Przyjemnie - potwierdziła patrząc na mnie z góry z kpiną - chociaż czasem zdarzają się wypadki. Ktoś upadnie, inny spadnie z drzewa, kolejny dostanie przypadkowo dostanie strzałą w plecy.
- Na przykład wracając ze sklepu? - spytałem domyślnie.
- Wypadki chodzą po ludziach - wyszczerzyła się bezczelnie.

<Amersau, dokończysz?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz