sobota, 31 sierpnia 2013

Od Ismaela do Rebecci "Pierwsza przygoda w nowym życiu" cd.

Zmiana zachowania jego podopiecznej bardzo poprawiała mu humor. Wydawała się być zupełnie inną osobą…a przynajmniej z nieco pogodniejszym nastawianiem. Zdawał sobie sprawę, że każdy ma jakieś problemy, które wpływają na nasze postępowanie i zachowanie…ale uznawał, że nie warto ich uwidaczniać światu zewnętrznemu, bo się mści. Twierdził nawet, że smutek którym się otaczamy, zamyka nas na dostępną gdzieś indziej radość. I wydawało mu się, że Rebecca właśnie na tę otaczającą radość się otworzyła.
Obserwował później poczynania swoich uczniów i przynajmniej na ten moment, nie mógł narzekać…no..nie licząc kolejnych wygłupów młodszego towarzystwa…
Zastanawiał się jeszcze nad tym co powiedziała Rebecca. Chciała być łowcą, a przy jej potencjale i aspiracjach, wierzył, że osiągnie to czego pragnie. Musi się tylko postarać i w żaden sposób nie poddawać. Takie zachowanie zawsze cenił u innych elfów, szczególnie, że sam starał się tak właśnie postępować. Miał jednak małą pomoc, która powinna nieco bardziej przybliżyć..i jeśli rzeczywiście pragnęła pójść taką drogą, to powinna poradzić sobie z oferowanym jej wyzwaniu.
Kilka dni później zatrzymał ją po jednych z indywidualnych zajęć. Był zadowolony z jej postępów, więc tym bardziej postanowił wspomnieć jej o swoim pomyśle.
Siedział na ławce, tym razem sama (choć ostatnio często przebywała wśród swoich przyjaciół, to na szczęście nie zapomniała o swoim czytelniczym nałogu, znajdowała czas i na to) i pochłaniała ją kolejna lektura. Zajrzał jej przez ramię spoglądając na trzymaną w rękach książkę.
- Wybacz, że przerywam Ci tę chwilę samotności, ale chciałbym chwile z Tobą porozmawiać, jeśli oczywiście nie masz nic przeciw?
Elfka prawie podskoczyła. Nie chciał jej wystraszyć, a jednak wyszło inaczej. Odwróciła się i spoglądała zaskoczona. Po chwili uśmiechnęła się.
- Przepraszam pana…nie zauważyłam, że ktoś tu jeszcze jest.
- To akurat moja wina, nie powinienem się tak zakradać – zaśmiałem się żartobliwie. Rebecca złożyła książkę i odłożyła na stojąca obok ławkę.
- O czym chciał pan porozmawiać? – spoglądała wyczekująco, nieco nerwowo może zaciskając dłonie.
- Cóż…- usiadłem przy ławce obok – pamiętam, że mówiłaś o swoim marzeniu bycia łowcą…prawda?
- Tak, do czego jednak pan zmierza?
- Pomyślałem, że mógłbym pomóc Ci w osiągnięciu tego celu. Jednak, od Ciebie będzie zależało, jak to wykorzystasz, albo czy będziesz chciała to wykorzystać – znowu posłałem jej uśmiech, bo wydawała się nadal nieco zaniepokojona. Czemu? Zazwyczaj w jego towarzystwie była bardziej rozluźniona. Może ma jakiś kłopot? Kontynuowałem jednak dalej.
- Na pewno orientowałaś się, jak wygląda nasz drużyna łowców? Przewodzi jej niejaka Amersau…wstępnie z nią rozmawiałem i jest skłonna przyjąć Cię…na tzw. dodatkowe zajęcia. I teraz, czy chciałabyś się tego podjąć?
Rebecca spoglądała na mnie zamyślona.
- Słyszałam, że pani Amersau…jest..nieco dziwna…- zawahała się dobierając słowa, chyba plotki wśród młodszych dotarły i do niej.
Zaśmiałem się, bo sam pamiętam moją rozmowę z rudowłosą elfką.
- Ja powiedziałbym raczej, że jest bardzo bezpośrednią, mocno wygadaną…albo pyskatą elfką. Mówi zawsze to co myśli, może przesadza ze złośliwościami…ale uważam, że nie umniejsza to jej wartości. Właśnie z racji jej charakteru…uważam, że powinnaś pójść do niej. Oczywiście nie zmuszam Cię do niczego, zastanów się i powiedz mi o swojej decyzji.
Rebecca uśmiechnęła się promiennie, przeganiając ze swej twarzy niepokój.
- Dobrze…pomyślę o tym i pana poinformuję – przy czym uśmiechnęła się nieco łobuzersko. 
Lubił ten jej uśmiech. Miał więc nadzieję, że jego pomysł okaże się trafny.

<Rebecca, dokończysz?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz