Jutro wojna. Nie chcę nawet o tym myśleć. Wojna zabrała mi wszystko co mam. Rodzinę, przyjaciół, dom... Ale tym razem nie dam się. Będę walczyć, póki mogę. Ale w sumie, nie mam nic oprócz Kovu.
Siedziałam na drzewie, na gałęzi. Ostrzyłam sztylet. Było pochmurnie, jak nigdy. Powoli zamykałam oczy, marząc o wygranej w wojnie. A w dodatku, nie wiem z kim będę walczyć.
Nagle obudziłam się jak ze snu. Kilka strzał leciało prosto na mnie. Siedziałam oparta o pień, więc nie widziałam co było za mną. Coś kazało mi się obrócić. Tam, wyryte w korze było moje imię. Dotknęłam znak delikatnie. Zeskoczyłam z gałęzi. Pobiegłam do Kovu. Poklepałam jednorożca po szyi. Ten, zachęcając mnie do przejażdżki, trącał mnie nosem. Dałam się namówić. Wsiadłam na jednorożca, dając Kovu wybór, gdzie mamy jechać. Ten wybrał Pagórki Wolności.
Cwałowałam, ale byłam niespokojna. Rozglądałam się w poszukiwaniu tajemniczego łucznika. Nagle Kovu zatrzymał się. Straciłam równowagę. Prawie spadłam, ale uczepiłam się grzywy niczym rzep. Uderzyłam lekko zwierzę piętami, ale on uparcie stał. Nie chciał się ruszyć. Niespodziewanie poczułam delikatnie muśnięcie na karku. Obróciłam się. Nikogo nie było. Lecz usłyszałam prosto do ucha "Zginiesz...".
Znów zerwałam się. Wydawało mi się, że zobaczyłam zjawę. Elfkę o cerze jasnej jak papier i włosach czarne jak heban. Usta miała czerwone niczym krew. Na włosach miała niewielką ilość krwi, a jej biała jak śnieg suknia o dziwo powiewała na wietrze, którego nie było. W ręce trzymała łuk.
Wsiadłam na jednorożca. Wróciłam do domu. Musiałam to wszystko przemyśleć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz